Wrocławskie przedstawienie zaczyna się podobnie jak przeniesiona niedawno przez Jana Klatę na scenę Starego Teatru "Trylogia" Sienkiewicza. Na polowych pryczach leżą poharatani w bojach Polacy. W krakowskim spektaklu, który zainaugurował "Re_wizje" poświęcone sarmatyzmowi, jest ona wstępem do dyskusji i gry z dawnymi mitami. W "Strasznym dworze" Laco Adamika muzyka Moniuszki mobilizuje bohaterów do przysięgi, iż zawsze będą gotowi do służby, "gdy powoła Bóg i kraj". Tak oto wracamy do galerii patriotycznych póz i gestów.
Trzy słowa – Bóg, honor, ojczyzna – warunkowały życiowy kodeks bohaterów Moniuszki i wszystkich naszych sarmackich przodków. Dziś Bóg jest dla nas partnerem intymnym, a dwóch pozostałych słów nie używamy na co dzień. Unikają ich też artyści. Jeśli zaś po nie sięgają, chronią się przed anachronicznym patosem ucieczką w ironię, groteskę lub cytat.
[srodtytul]Ucieczki artystów [/srodtytul]
W sarmatyzmie tkwią najistotniejsze źródła naszej tradycji, a mimo to współczesny teatr bardziej bawi się staropolskim kostiumem, słowem i obyczajem, niż prowadzi poważny rozrachunek z przeszłością. Dlatego nie sięga też do romantyków, którzy dokonywali gorzkich analiz, ale ich ton serio, choćby w dramatach Słowackiego, nie przystaje do nastroju naszych czasów.
Z XIX-wiecznej spuścizny odwołującej się do szlacheckiej Polski pozostały więc nam "Pan Tadeusz" i Moniuszkowski "Straszny dwór". Oba dzieła pokazują zaś to, z czym sarmatyzm, jak pisał w sobotnim "Plusie Minusie" Bartłomiej Kachmiarz, głównie wciąż się kojarzy, tj. "efektowny sztafaż – karabele, słuckie pasy i sumiaste wąsy".