Nie udało się Krakauerowi poderwać Sali Kongresowej do tańca, a przecież właśnie tak, w tanecznych pląsach najlepiej przeżywać jego porywające solówki. Nie ma drugiego klarnecisty, który z podobną energią i pomysłowością wydmuchałby w jednej minucie tyle nut co on.
W zawody mógłby z nim pójść tylko James Carter, grając na trudniejszym technicznie niż klarnet saksofonie sopranowym. Muzykę Krakauera znamy z wcześniejszych koncertów i choć wykonał wczoraj kilka nowych kompozycji, odnosiło się wrażenie, że gra ciągle ten sam utwór, zmieniając tylko tempo.
Właśnie tak odebrać można muzykę klezmerską, nie wsłuchując się w jej subtelne melodie pochodzące z różnych regionów Europy. Pewnie dlatego David Krakauer postanowił wzbogacić ją o komputerowe rytmy i sample dobierane na żywo przez didżeja. Na najnowszej płycie był nim Socalled, a na koncercie ubrany w obcisły sweterek i nieprzypominający wyglądem gwiazdy nowojorskich klubów Keepalive.
Ciekawie wypadł temat „Moskowitz and the Loops of It”, a także dedykowana przez Krakauera żonie kompozycja „Ms N.C.”. Nowe brzmienia powinny przyciągnąć młodą publiczność, ale tak się nie stało. Przeważali bywalcy koncertów Ery Jazzu, którzy wiedzą, że cykl ten prezentuje oryginalną i różnorodną muzykę.
Zaskoczeniem była pieśń wychwalająca zalety… Rumunii, którą zaśpiewał sam lider. – Tam jest raj, to najwspanialsze miejsce na ziemi – podkreślił, zapowiadając temat „Rumania, Rumania”.