Atak na wszystkie zmysły

W rozmowie z „Rzeczpospolitą” Peter Greenaway przewiduje upadek Hollywood i śmierć gatunków filmowych, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni. Uważa, że narodzą się nowe sposoby komunikowania, nowe możliwości i nowa wrażliwość

Publikacja: 18.03.2009 04:23

Peter Greenaway, „Kartka”

Peter Greenaway, „Kartka”

Foto: Archiwum

Jutro rusza Festiwal [link=http://www.rp.pl/artykul/272170,272169_Spotkanie_wizjonerow_i_prowokatorow_sztuki.html" target="_blank]inSPIRACJE[/link]. Interdyscyplinarna impreza poświęcona sztukom wizualnym po raz piąty odbędzie się w Szczecinie. Najważniejszymi gośćmi są dwaj wizjonerzy filmu Peter Greenaway i Zbigniew Rybczyński

[b]Rz: Od lat zapowiada pan pogrzeb kina. A ono trwa i ma się nie najgorzej.[/b]

Peter Greenaway: — Jestem przekonany, że kino w swojej klasycznej formie umiera. Każde medium musi się odnawiać, żeby istnieć. Inaczej kończy się na takiej trupiarni jak klasyczny balet albo opera. Kto dzisiaj chodzi na klasyczne opery? Nudni burżuje z mnóstwem pieniędzy. Kino też musi się skończyć, może jeszcze nie teraz, ale za dwie, trzy dekady. Ono się nie zmienia od ponad 100 lat. Inne sztuki ewoluują. Muzyka Straussa jest kompletnie inna niż Johna Cage’a. Malarstwo impresjonistów nie ma nic wspólnego ze współczesnymi trendami. Tymczasem sztuka filmowa, owszem, rozwinęła technikę, ale nie unowocześniła sposobu percepcji świata. Filmy oparte są na scenariuszach. Reżyserzy przenoszą na ekran zapisany na papierze tekst.

[b]To według pana powód powolnego umierania sztuki filmowej?[/b]

Jeden z powodów. Ja nawet rozumiem, że tradycyjny film nie może powstać bez scenariusza. Żaden producent ani inwestor nie wyłoży pieniędzy, jeśli nie dostanie do ręki tekstu i nie będzie wiedział, co wspiera. Nie zaryzykuje wyłożenia funduszy, gdy artysta przyjdzie do niego z dwoma płótnami i kilkoma refleksjami nagryzmolonymi na serwetce z kawiarni. Zwłaszcza w Anglii, której kultura bardzo silnie związana jest z tradycją literacką. Ale ten sposób tworzenia kompletnie nie pasuje do rytmu naszych czasów ani oczekiwań współczesnej publiczności. Co więcej, kino jest niewolnikiem rynku, oglądalności, pieniędzy. I technologii, które choć się unowocześniają, zostają w tyle za tym wszystkim, co dzieje się dzisiaj w sferze zbiorowej komunikacji. Ja naprawdę jestem głęboko przekonany, że takie kino musi umrzeć. Skończyć się.

[b]Na razie jednak Hollywood trzyma się mocno. Kino rozrywkowe zalewa ekrany świata, a przemysł filmowy zarabia kokosy.[/b]

Przez jakiś czas będą jeszcze wegetować tradycyjne, klasyczne filmy w stylu „Casablanki”, ale będzie ich coraz mniej. One po prostu stracą rację bytu. Kiedyś nieme kino było wielkim przemysłem, a kto jeszcze dzisiaj ogląda nieme obrazy? To samo stanie się z tymi gatunkami, do jakich jesteśmy teraz przyzwyczajeni. Narodzą się nowe sposoby komunikowania, nowe możliwości i nowa wrażliwość. Przemysł hollywoodzki będzie niedługo takim samym przeżytkiem, jakim dzisiaj są obrazy z braćmi Marx. Pozostaną zapewne na rynku post-Disneyowskie produkty familijne. Ale tam nie można poważnie mówić ani o seksie, ani o śmierci, więc to będzie potwornie nudna papka.

[b]A gdzie można mówić o sprawach wielkich? [/b]

W dzisiejszych czasach trudno zakładać, że miliony ludzi nadal będą chciały wychodzić z domu, wysiadywać w niewygodnych fotelach, w paskudnych betonowych fortecach, jakimi są współczesne multipleksy. Te wielkie sale tylko na pierwszy rzut oka są nowoczesne. To stale ten sam model, jaki obowiązywał na początku wieku XX. Tylko że takie kina przystosowane są do wyświetlania ekranizacji książek Jane Austin i Balzaca, a nie do przybliżenia widzom idei Jamesa Joyce’a. Takie kina służą do tego, by ludzie przychodzili, jedli popcorn i całkowicie biernie oglądali narzucone im obrazki. Co za nuda! Przecież na naszych oczach rodzi się nowa generacja, która nie rozstaje się z laptopami. Zmienił się sposób percepcji świata i media muszą się przemodelować, dostosować do wyobraźni i potrzeb nowego pokolenia.

Coraz częściej można obejrzeć film we własnym domu, w fotelu, na dodatek mając wpływ na przebieg spektaklu. Jednym z kierunków rozwoju kina będzie z pewnością DVD i to, w co się ono przekształci. „Selective choice, private, minimum audience cinema”. Kino dla małej widowni, prywatne, w którym ludzie sami sobie będą dobierać filmy i oglądać je w domu. Dużą rolę odegra tu interaktywność. Jakość techniczna tego medium będzie się nieustannie zwiększać. Głównie dzięki high definition i Internetowi. Nie jest wykluczone, że znajdzie się tam miejsce dla książki. To nowe medium będzie najlepszym polem dla prawdziwych artystów do eksperymentowania i wypróbowywania najśmielszych pomysłów. Wszystko co ciekawe i twórcze pod jednym parasolem! Ileż to stwarza możliwości zarówno twórcy, jak i widzowi!

[b]Nie żal panu magii ciemnej sali i wspólnego doświadczenia przeżywania filmu?[/b]

Jak ktoś potrzebuje wspólnoty i stada, niech idzie na stadion, na mecz futbolowy. Zresztą wspólne przeżywanie można dziś znaleźć w teatrze. Teatr po okresie stagnacji znów ma żywszy kontakt z publicznością, tam każdego wieczoru przedstawienie może być inne.

[b]Co się panu marzy?[/b]

Wielkie wydarzenie filmowo-kulturalne. Coś, co ogarniałoby człowieka zewsząd, atakowało wszystkie jego zmysły.

[b]A czym jest dla pana projekt „Tulse Luper Suitcases”? To niebywale nowoczesny koncept. Dzieli pan ekran na kwadraty, daje pan jednocześnie skrajnie różne komentarze, pokazuje różne rzeczy pakowane przez Lupera do 92 walizek. Tworzy pan informacyjny chaos.[/b]

Picasso mawiał: Nie maluję tego, co widzę. Maluję to, co myślę.

[b]Podróżujący przez świat, czas i życie Tulse Luper jest pana alter ego?[/b]

Wymyśliłem go wiele lat temu. Sam byłem bardzo nieśmiały... Są w nim wszyscy, których podziwiam, on wierzy w te same ideały co ja, fascynują go te same mity. Jest w nim też historia. Moja historia, która ma ludzki wymiar, składa się z losów indywidualnych. W „Walizkach...” jest wszystko: filozofia, gwałt, seks, miłość, śmierć.

[b]Kręcił pan cyfrową kamerą?[/b]

Tak. I chcę pokazywać obrazy z „Tulse Luper Suitcases” na kilku ekranach, komponując je z muzyką elektroniczną.

[b]Choć mówi pan o śmierci kina, ciągle jednak wykorzystuje pan filmowe środki. [/b]

Wykorzystuję, ale po swojemu. Zresztą, parafrazując znane francuskie powiedzenie, kino umarło, niech żyje kino!

[ramka][srodtytul]Dyrygent obrazu[/srodtytul]

Peter Greenaway urodził się w 1942 roku w Newport. Dziś mieszka na stałe w Holandii. Studiował na wydziale malarstwa w Walthanstow Art College, w 1964 roku miał pierwszą wystawę. Ale ciągnęło go kino. Przez 11 lat pracował jako reżyser i montażysta filmów dokumentalnych, a w 1980 roku zrealizował swój własny film fabularny „Katalog wypadków”. Kolejne tytuły przyniosły mu sławę artysty ekscentrycznego, prowokatora, eksperymentatora kina. Jest twórcą m.in. „Kontraktu rysownika”, „Brzucha architekta”, „Wyliczanki”, „Kucharza, złodzieja, jego żony i kochanka”, „Ksiąg Prospera”, „Dzieciątka z Macon”, „Pillow Book”.

W 2007 roku w koprodukcji z Polską zrealizował film o Rembrandcie „Nightwatching”. W jego filmach powracają fascynacja cielesnością, seksualnością, śmiercią, podziw dla procesu tworzenia.Ale kino Greenawayowi nie wystarcza. Artysta jest fanatykiem DVD, technologii cyfrowej, Internetu. Uważa, że nowe media stwarzają wspaniałe warunki do twórczej pracy, eksperymentów, poszukiwań nowoczesnych środków wyrazu.

17 czerwca 2005 roku w Amsterdamie podczas wieczoru sztuki wizualnej NoTV CNCDNC zademonstrował w Klubie 11 swój pierwszy set VJski. W swojej prezentacji do muzyki didżeja Serge’a Dodwella (Radar) Greenaway wykorzystał specjalny system VJ składający się z dużego dotykowego ekranu plazmowego stworzonego dla CNCDNC przez BeamSystems. Tam właśnie na 12 ekranach wyświetlił 92 historie Tulse Lupera (ze swojego eksperymentalnego filmu „Tulse Luper Suitcases”) i na oczach publiczności sam je zmiksował.

Tamtego wieczoru Greenaway porwał tłum zgromadzony w amsterdamskiej świątyni VJskiej. Opanowując ogromny ekran dotykowy, nowo narodzony dyrygent obrazu zaproponował widzom zupełnie nowe doświadczenie: „Kino na żywo”.Sukces tego przedsięwzięcia, zrealizowanego wspólnie przez NoTV i Petera Greenawaya, sprawił, że powstał performance, który Greenaway prezentuje międzynarodowej publiczności podczas oficjalnej trasy VJskiej: NoTV Peter Greenaway Tulse Luper VJ Tour.

Do Polski trafia ze swoim performance’em po raz drugi. W Szczecinie wystąpi w dawnej lokomotywowni przy dworcu PKP, przekształconej potem w dyskotekę Locomotiv Club, a obecnie noszącej nazwę Heya Club. Spektakl Greenawaya odbędzie się na zapleczu tego lokalu; będzie mogło w nim uczestniczyć 1000 – 1500 osób. Artyście będzie towarzyszył DJ Yonderboy z Węgier.[/ramka]

[ramka][srodtytul]Cztery dni wystaw, spotkań i akcji w przestrzeni miasta[/srodtytul]

Motywem przewodnim wszystkich działań artystycznych będzie przestrzeń.

W Szczecinie zaplanowano pokaz filmów Petera Greenawaya, ale reżyser odsłoni swoje mniej znane oblicze – performera. W klubie mieszczącym się w dawnej lokomotywowni przy dworcu PKP zaprezentuje projekt, który sam nazywa „Kinem na żywo”. Po raz pierwszy pokazał go w 2005 roku w Amsterdamie, porywając publiczność miksowanymi za pomocą ekranu dotykowego obrazami filmowymi. W Szczecinie artyście towarzyszyć będzie DJ Yonderboy z Węgier.

Czy trudno było namówić Greenawaya do przyjazdu?

– Lata przygotowań festiwalu nauczyły nas cierpliwości. Uświadomiły, że gdy chce się zaprosić wielkiego artystę, nie trzeba się zrażać pierwszymi niepowodzeniami – mówi dyrektor inSPIRACJI Krzysztof Ked Olszewski – Czasem warto ponawiać zaproszenie do skutku.

Udało się także zaciekawić festiwalem Zbigniewa Rybczyńskiego. Wizjoner filmu i sztuki multimediów wciąż szuka nowych pomysłów. – Eksperyment umożliwia twórcy dotarcie tam, gdzie jeszcze nikt przed nim nie był. To jak lądowanie na innej planecie – mówi artysta. Widzowie inSPIRACJI jako pierwsi poznają szczegóły i możliwości, które daje w kinie wymyślona przez Rybczyńskiego nowa technologia. Na razie owiana jest tajemnicą. Artysta opowie o niej podczas wykładu.

Interesująco zapowiada się także projekt kuratorski „Enter/Escape. Jak malarstwo kształtuje nowe przestrzenie?”. Jego pomysłodawczynie, Karolina Jabłońska i Anka Leśniak, chcą pokazać, że malarstwo to nie tylko tworzenie obrazów na płótnie ograniczonym ramami. Twórcy coraz częściej sięgają po inne techniki, wykorzystują nowe media, kręcą wideo, przygotowują instalacje, angażują do artystycznych akcji publiczność. Zobrazują to m.in. prace Wojciecha Fangora, Leona Tarasewicza, Dominika Lejmana, Małgorzaty Kaczmarek.

Festiwal potrwa do niedzieli. Będzie pełen wydarzeń, bo – jak zapewnia szef inSPIRACJI – kryzys gospodarczy nie zaszkodził imprezie.

—j.rz.[/ramka]

Jutro rusza Festiwal [link=http://www.rp.pl/artykul/272170,272169_Spotkanie_wizjonerow_i_prowokatorow_sztuki.html" target="_blank]inSPIRACJE[/link]. Interdyscyplinarna impreza poświęcona sztukom wizualnym po raz piąty odbędzie się w Szczecinie. Najważniejszymi gośćmi są dwaj wizjonerzy filmu Peter Greenaway i Zbigniew Rybczyński

[b]Rz: Od lat zapowiada pan pogrzeb kina. A ono trwa i ma się nie najgorzej.[/b]

Pozostało 96% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Świąteczne prezenty, które doceniają pracowników – i które pracownicy docenią
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"