Jutro rusza Festiwal [link=http://www.rp.pl/artykul/272170,272169_Spotkanie_wizjonerow_i_prowokatorow_sztuki.html" target="_blank]inSPIRACJE[/link]. Interdyscyplinarna impreza poświęcona sztukom wizualnym po raz piąty odbędzie się w Szczecinie. Najważniejszymi gośćmi są dwaj wizjonerzy filmu Peter Greenaway i Zbigniew Rybczyński
[b]Rz: Od lat zapowiada pan pogrzeb kina. A ono trwa i ma się nie najgorzej.[/b]
Peter Greenaway: — Jestem przekonany, że kino w swojej klasycznej formie umiera. Każde medium musi się odnawiać, żeby istnieć. Inaczej kończy się na takiej trupiarni jak klasyczny balet albo opera. Kto dzisiaj chodzi na klasyczne opery? Nudni burżuje z mnóstwem pieniędzy. Kino też musi się skończyć, może jeszcze nie teraz, ale za dwie, trzy dekady. Ono się nie zmienia od ponad 100 lat. Inne sztuki ewoluują. Muzyka Straussa jest kompletnie inna niż Johna Cage’a. Malarstwo impresjonistów nie ma nic wspólnego ze współczesnymi trendami. Tymczasem sztuka filmowa, owszem, rozwinęła technikę, ale nie unowocześniła sposobu percepcji świata. Filmy oparte są na scenariuszach. Reżyserzy przenoszą na ekran zapisany na papierze tekst.
[b]To według pana powód powolnego umierania sztuki filmowej?[/b]
Jeden z powodów. Ja nawet rozumiem, że tradycyjny film nie może powstać bez scenariusza. Żaden producent ani inwestor nie wyłoży pieniędzy, jeśli nie dostanie do ręki tekstu i nie będzie wiedział, co wspiera. Nie zaryzykuje wyłożenia funduszy, gdy artysta przyjdzie do niego z dwoma płótnami i kilkoma refleksjami nagryzmolonymi na serwetce z kawiarni. Zwłaszcza w Anglii, której kultura bardzo silnie związana jest z tradycją literacką. Ale ten sposób tworzenia kompletnie nie pasuje do rytmu naszych czasów ani oczekiwań współczesnej publiczności. Co więcej, kino jest niewolnikiem rynku, oglądalności, pieniędzy. I technologii, które choć się unowocześniają, zostają w tyle za tym wszystkim, co dzieje się dzisiaj w sferze zbiorowej komunikacji. Ja naprawdę jestem głęboko przekonany, że takie kino musi umrzeć. Skończyć się.