[b]Rz: Ludzi dziwi jeszcze, że mnisi zabrali się do biznesu?[/b]
[b]Zygmunt Galoch:[/b] Tylko tych niezorientowanych w historii. Nasza reguła powstała w początkach VI wieku i tam mamy wyraźnie napisane, że klasztor będzie coś sprzedawał i coś kupował. Dopiero w średniowieczu wytworzył się mit klasztoru samowystarczalnego. Jeśli zakonników było kilkuset, to byli oni w stanie zrobić prawie wszystko, jakkolwiek jestem przekonany, że aż tak samowystarczalni być nie mogli.
[b]Jak narodziła się idea produktów benedyktyńskich?[/b]
Na to złożyło się wiele spraw. Przede wszystkim był okres, kiedy mieliśmy gospodarstwo, z którego wszystko trafiało do kuchni. Tam było przerabiane, przygotowywane i tym sposobem na przykład powstawał ser. A ponieważ ten ser bardzo smakował naszym gościom, powstała myśl, abyśmy go robili na nieco większą skalę i sprzedawali. To była jedna sprawa. Po drugie doszliśmy do wniosku, że jeśli zdecydujemy się na wytwarzanie produktów benedyktyńskich, to będziemy mieli szansę, że w dość zlaicyzowanym społeczeństwie ktoś zainteresuje się tym, kim są benedyktyni i skąd się wzięli.
Ten motyw określiłbym mianem pośredniego apostolatu. Trzecim powodem jest po prostu działalność gospodarcza, a ta, jak wiadomo, nastawiona jest na wypracowanie zysku, który najzwyczajniej w świecie pozwoli nam przeżyć. Tak jak każdej rodzinie, która musi mieć zatrudnienie. Nas jest tutaj dość duża gromada, bo około czterdziestu mnichów, dom jest duży, trzeba go więc utrzymać, ogrzać i wysprzątać, a także wykonać wszystkie inne rzeczy związane z mieszkaniem. Jak w każdej rodzinie.