Mnisi nie mieszają w garnkach

ROZMOWA: o. Zygmunt Galoch OSB, dyrektor „Benedicte” Jednostki Gospodarczej Opactwa Benedyktynów w Tyńcu

Publikacja: 10.09.2009 08:16

Przed czterema laty zaczęliśmy myśleć o czymś takim jak produkty benedyktyńskie

Przed czterema laty zaczęliśmy myśleć o czymś takim jak produkty benedyktyńskie

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Gniewkowski kmg Krzysztof Gniewkowski

[b]Rz: Ludzi dziwi jeszcze, że mnisi zabrali się do biznesu?[/b]

[b]Zygmunt Galoch:[/b] Tylko tych niezorientowanych w historii. Nasza reguła powstała w początkach VI wieku i tam mamy wyraźnie napisane, że klasztor będzie coś sprzedawał i coś kupował. Dopiero w średniowieczu wytworzył się mit klasztoru samowystarczalnego. Jeśli zakonników było kilkuset, to byli oni w stanie zrobić prawie wszystko, jakkolwiek jestem przekonany, że aż tak samowystarczalni być nie mogli.

[b]Jak narodziła się idea produktów benedyktyńskich?[/b]

Na to złożyło się wiele spraw. Przede wszystkim był okres, kiedy mieliśmy gospodarstwo, z którego wszystko trafiało do kuchni. Tam było przerabiane, przygotowywane i tym sposobem na przykład powstawał ser. A ponieważ ten ser bardzo smakował naszym gościom, powstała myśl, abyśmy go robili na nieco większą skalę i sprzedawali. To była jedna sprawa. Po drugie doszliśmy do wniosku, że jeśli zdecydujemy się na wytwarzanie produktów benedyktyńskich, to będziemy mieli szansę, że w dość zlaicyzowanym społeczeństwie ktoś zainteresuje się tym, kim są benedyktyni i skąd się wzięli.

Ten motyw określiłbym mianem pośredniego apostolatu. Trzecim powodem jest po prostu działalność gospodarcza, a ta, jak wiadomo, nastawiona jest na wypracowanie zysku, który najzwyczajniej w świecie pozwoli nam przeżyć. Tak jak każdej rodzinie, która musi mieć zatrudnienie. Nas jest tutaj dość duża gromada, bo około czterdziestu mnichów, dom jest duży, trzeba go więc utrzymać, ogrzać i wysprzątać, a także wykonać wszystkie inne rzeczy związane z mieszkaniem. Jak w każdej rodzinie.

To wszystko zadecydowało, że przed czterema laty zaczęliśmy myśleć o czymś takim jak produkty benedyktyńskie. O produkcji sera już nie było mowy, ponieważ nasze gospodarstwo było u schyłku świetności. Aby także nie wyważać otwartych drzwi, zdecydowaliśmy się na współpracę z kontrahentami, którzy według naszych receptur, a także według receptur wypracowanych wspólnie, wytwarzają całą gamę produktów sygnowanych marką produktów benedyktyńskich.

[b]Stworzenie takiej marki było trudnym przedsięwzięciem?[/b]

To nie jest łatwe. Stworzenie nowej linii produkcyjnej to przede wszystkim inwestycja, miejsce, maszyny, ludzie. Spory wydatek. Ze względu na to, że większość współpracujących z nami firm ma już takie warunki, zdecydowaliśmy się na taką formę współpracy.

[b]Zatem nie jest to tak, jak podpowiada wyobraźnia, że te wszystkie pyszne rzeczy pochodzą z pracy rąk mnichów słynących z pracowitości?[/b]

Nie. Nie jest to tak, że bracia stoją i mieszają w garnkach, robiąc, na przykład, konfiturę. Nigdy tak nie było i na pewno nie będzie. Warto w tym miejscu podać jeszcze jeden powód powstania pomysłu na wytwarzanie produktów benedyktyńskich. To stworzenie miejsc pracy. Takich rzeczy, jak mieszanie w garnku, nie musi robić zakonnik. To może zrobić każdy, kto lubi taką pracę, a efekty tego mamy na półkach w naszych sklepach.

[b]I zrobił się z tego poważny biznes. Sieć sklepów liczy już 40 punktów. [/b]

Niebawem będzie czterdzieści jeden. Obecnie zgłaszają się do nas osoby chętne do współpracy w miastach, w których od dość dawna czekaliśmy na zainteresowanie naszą ofertą. Wszystkie nasze sklepy, z wyjątkiem jednego w Tyńcu i jednego w Berlinie, są uruchamiane w systemie franczyzowym. Gwarantuje nam to jednolitość i właściwą promocję znaku firmowego. Pomimo dość już rozbudowanej sieci sklepów nadal mieścimy się w granicach tzw. firmy małej. Zatrudnienie dochodzi wprawdzie do kilkunastu pracowników, jednak nie wszyscy zatrudnieni są na etatach. Wszystko wskazuje na to, że to przedsięwzięcie będzie się rozwijało coraz bardziej. Rozwój sieci sklepów spowoduje, że trzeba będzie zwiększyć zatrudnienie.

[b]Jakie jest obecnie zainteresowanie otwieraniem sklepów pod szyldem produktów benedyktyńskich? [/b]

Jestem mile zaskoczony. Początkowo nie spodziewaliśmy się, że się pojawi aż tylu chętnych do współpracy.

[b]Jakie trzeba spełnić warunki, żeby handlować produktami benedyktyńskimi?[/b]

Przede wszystkim trzeba mieć lokal o minimalnej powierzchni 35 metrów kwadratowych. Lokal może być własny, ale także dzierżawiony. Żeby wejść do sieci, trzeba zainwestować około 70 tys. zł. To jest właśnie taki udział w tym wspólnym przedsięwzięciu. Później należy uiszczać miesięczne opłaty, między innymi na fundusz reklamowo-marketingowy, a także na obsługę informatyczną jednolitego systemu. To nam ułatwia funkcjonowanie i jednocześnie jest bardzo praktyczne, ponieważ gwarantuje doskonałą komunikację. Jak na franczyzę, jest to raczej dolna granica udziału. Są franczyzy, gdzie wysokość udziałów sięga kilkuset tysięcy złotych.

[b]Są zatem plany, że sieć będzie się rozrastać. [/b]

Planowaliśmy, że nasza sieć będzie liczyć sto placówek. Ale jeśli będzie ich siedemdziesiąt, też będziemy zadowoleni. Taki poziom w zupełności będzie spełniał założone zadanie. Jak się orientuję, dzięki uczestnictwu w różnych spotkaniach firm franczyzowych, międzynarodowe firmy mają po około 60 placówek i jest to poziom doskonałego prosperowania.

[b]Wychodzicie też poza granice Polski. Będzie więcej punktów na świecie?[/b]

Zobaczymy. Sklep w Berlinie jest programem pilotażowym. Po dwóch latach chcielibyśmy podsumować, jak sprawdził się pomysł otwierania placówki za granicą. Propozycje współpracy płynące z zagranicy pojawiały się już wcześniej. Nie dotyczyły one jednak otwierania sklepów. Chodziło o wejście do sieci hurtowych. Te propozycje płynęły z Francji, Kanady i Stanów Zjednoczonych. Na razie nie jesteśmy tym zainteresowani. Ciągle jesteśmy pytani o możliwości takiej współpracy.

Takie oferty, jak mogłoby się wydawać, nie są kierowane z myślą o Polonii, ale generalnie o społeczeństwach danych krajów. O możliwość współpracy pytają także sklepy polonijne. Na przykład w Londynie chciano stworzyć regały z naszymi produktami. Od takiej działalności rozpoczynaliśmy w jednej z sieci handlowych w Polsce. Mieliśmy swoje stoiska. Nie obejmowały one jednak całego asortymentu produktów. Formuła sklepów z naszym szyldem jest jednak gwarancją, że na ich półki trafi cały nasz asortyment.

[b]Asortyment, który wcale nie jest wąski.[/b]

Tu już istnieje podział na działy. Na przykład alkohole. Mamy piwa, zarówno nasze własne, krajowe, jak i zagraniczne. Mamy nalewki, np. benedyktynka, są też jałowcowe, jarzębinowe, itp. Kolejną grupę stanowią wina. Pochodzą one z naszych klasztorów z Austrii, Węgier, Słowenii, z prawosławnego klasztoru z Krety, są też bardzo eleganckie wina z Francji.

W tej grupie mamy też owoce w alkoholu. Inne to herbaty, suszone owoce i przyprawy. W następnej mamy konfitury, dżemy i miody. W asortymencie są też przetwory warzywne, makarony, produkty orkiszowe – mąka i grysik. Są przepyszne wędliny i nabiał. Jest też kilka rodzajów chleba, w tym Chleb Pielgrzyma, nagrodzony ostatnio wyróżnieniem Agro Polska. To chleb, który sprzedaje się najlepiej. Jest to chleb pszenno-żytni z dodatkiem słodu na zakwasie i z bakaliami. To chleb, który był oferowany pielgrzymom w drodze do Santiago de Compostela. Chodziło o to, żeby był on pożywny i szybko nie czerstwiał. W ostatniej grupie mamy książki, kartki pocztowe, kalendarze. Są to między innymi kartki ręcznie robione na różne okazje. Wśród książek przeważają te związane z gastronomią. Znajdziemy w nich doskonałe przepisy pochodzące z klasztorów.

[b]Rz: Ludzi dziwi jeszcze, że mnisi zabrali się do biznesu?[/b]

[b]Zygmunt Galoch:[/b] Tylko tych niezorientowanych w historii. Nasza reguła powstała w początkach VI wieku i tam mamy wyraźnie napisane, że klasztor będzie coś sprzedawał i coś kupował. Dopiero w średniowieczu wytworzył się mit klasztoru samowystarczalnego. Jeśli zakonników było kilkuset, to byli oni w stanie zrobić prawie wszystko, jakkolwiek jestem przekonany, że aż tak samowystarczalni być nie mogli.

Pozostało 94% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"