Powrót do garażowego brzmienia z początków działalności zaowocował albumem, który wskoczył na szczyty rankingów z najlepszymi rzeczami, jakie nagrał T.Love.
Jego surowość i specyficzny klimat przywróciły zespołowi dawnych fanów, a ironiczne komentarze w tekstach Muńka Staszczyka jako komplementarna część stylu kapeli tym razem nie jej zdominowały, lecz dodały znanego z lat 80. rock’n’rollowego kopa. Do czasów „Pocisku miłości” T.Love wrócił też czysto formalnie, nawiązując po latach współpracę z dawnymi gitarzystami Knorowskim i Zeńczewskim, a także pierwszym liderem grupy Janem Benedkiem, odpowiedzialnym za muzykę do jej największych hitów.
W ramach martyrologicznych rozliczeń na 25-lecie zespołu – liczonego od pierwszego wydawnictwa „Nasz Bubelon” – przypominają się początki T.Love Alternative (gdzie T. było skrótem od „Teenage”) i rejestrowane na grundigach nagrania krążące wśród ambitnych uczniów, aby potem stawać się hymnami liceów w miastach, które mogły się pochwalić co najmniej czterema ogólniakami.
W tych schyłkowych dla polskiego punka czasach co prawda użyto T.Love obok Maanamu, Perfectu, Republiki jako wentyla bezpieczeństwa rozładowującego rockowe podniecenie trwające od wprowadzenia stanu wojennego. Równocześnie, choć bez zgody zainteresowanych, dano nam kawał dobrej muzyki.
Jest wielka nadzieja, że po czwartkowym występie z Kryzysem ówczesna atmosfera zostanie przeniesiona na piątkowy koncert w Stodole, na który T.Love zaprosił m.in. Korę oraz Zbigniewa Hołdysa. Z młodzieży, niekoniecznie pamiętającej te zbowidowskie czasy, na scenie pojawią się dziewczyny z Andy i chłopaki z Kumka Olik.