Kolejną edycję Ery Jazzu zakończył tradycyjny, świąteczny koncert. Zwykle są to wieczory odbiegające stylistyką od głównego nurtu jazzu. Tak stało się i tym razem za sprawą niemieckiej wokalistki Constanze Friend i gitarzysty Thomasa Fellowa.
Do muzycznych spotkań tuż przed Bożym Narodzeniem przykłada się inną miarę niż do wydarzeń w ciągu roku. Duet miał wprowadzić nas w dobry nastrój i wciągnąć do zabawy. Dlatego w repertuarze znalazły się w większości współczesne przeboje. Constanze raczej unikała standardów, by nie konkurować z interpretacjami utytułowanych wykonawców, które każdy słuchacz ma w pamięci i nawet mimo woli porównuje.
Koncert rozpoczęła jednak ich własna kompozycja „Time” otwierająca najnowszy album „Lady”. Już w następnym utworze „My Baby Just Cares for Me” zrobiło się całkiem swojsko, bo to temat niezbyt wymagający od wykonawców, a zachęcający do wspólnego śpiewania. Na taki moment trzeba było jednak zaczekać do samego końca.
Niezbyt ciekawie wypadł przebój country „Rings of Fire”, choć Constanze Friend ma niemal tak niski głos jak jego autor Johnny Cash. Miłe dla ucha było natomiast brzmienie gitary Thomasa Fellowa i oryginalny akompaniament na basowej strunie. Najbardziej podobała mi się interpretacja nastrojowej ballady Joni Mitchell „A Case of You”. Jej piosenki zawsze wprowadzają mnie w zadumę, niezależnie kto je śpiewa. Świetna była też solowa interpretacja hitu „Ain’t No Sunshine” Billa Whitersa. Wokalistka pokazała tu walory swego niskiego głosu. Duet nie poradził sobie natomiast z legendarną kompozycją Jimiego Hendriksa „Purple Haze”. Ale ponieważ była to pierwsza żeńska interpretacja, jaką słyszałem, trzeba wyrazić się z uznaniem o odwadze wokalistki.
[wyimek][b] [link=http://www.rp.pl/galeria/9145,3,402365.html]Zobacz więcej zdjęć[/link][/b][/wyimek]