Gdy już światło z wież padnie na scenę, widzowie zobaczą wijący się spiralnie mur o długości niemal kilometra, opadający ku widowni. Szeroki na 4 metry, w najwyższym miejscu wzniesie się do 7 metrów. Ogromna eliptyczna scena będzie miała wymiary 50 na 100 metrów a po jej bokach staną dwie dziesięciometrowej wysokości makiety wojowników.
– W pewnym momencie spod ich hełmów wyjrzą artyści i będą stamtąd śpiewać – zdradza dyrektor Słoniowski. – Ogrom inscenizacji będzie można ocenić, dopiero gdy na murze pojawią się artyści. Tak wielkiej sceny jeszcze nie budowałem. Przy realizacji „Otella” mocno ograniczała nas wielkość Wyspy Piaskowej, stadion pozwala na naprawdę niespotykany rozmach.
Nietypowe będzie również ulokowanie 100-osobowej orkiestry. – Muzycy przed spektaklem wyjdą na scenę, żeby się pokazać, że nie grają z playbacku, ale przygotowano dla nich studio na zapleczu stadionu – mówi Słoniowski. – Również dyrygent będzie się komunikował z artystami za pomocą kamer i monitorów.
Widzowie będą mogli śledzić akcję widowiska dodatkowo na wielkich telebimach o wymiarach 11 na 6,5 metra. To imponująca infrastruktura dla interaktywnego spektaklu, z olbrzymią scenografią, różnorodnymi efektami multimedialnymi, setkami artystów i statystów, pokazem sztucznych ogni, stworzonego przez reżysera Michała Znanieckiego.
[srodtytul]Tramwajem do opery[/srodtytul]
Do tej pory największym przedsięwzięciem w historii Opery Wrocławskiej była „Gioconda”. Przedstawienie na Odrze obejrzało 30 tys. widzów. Jeden spektakl gromadził na brzegach Odry 5 tys. osób. Tymczasem jedno przedstawienie „Turandot” zobaczy trzy razy więcej widzów. Dlatego władze opery rozpoczęły przygotowania do wystawienia „Turandot” od współpracy z policją, strażą miejską i strażą pożarną. Wszystko po to, by przedstawienie nie spowodowało w mieście gigantycznych korków. W parking zamieni się część Pól Marsowych.