Pierwszą jaskółką zmian stało się otwarcie hali w Łodzi, która przeszła chrzest podczas dwóch lutowych występów Depeche Mode, a później gościła Rammstein. Prawdziwą sensacją była jednak informacja, że Lady Gaga, nowa królowa muzyki pop, na pierwszy w Polsce show przyjedzie nie do Warszawy, Łodzi, Katowic, tylko do hali na granicy Gdańska i Sopotu (26 listopada) – do tej pory białej plamy na mapie światowego show-biznesu.
Nawet w latach 80., kiedy gościło u nas Iron Maiden czy Marillion, bilety nad morzem sprzedawały się fatalnie. W Gdańsku musiał odwołać koncerty David Bowie. Niska frekwencja była nawet na Rodzie Stewarcie. Wyjątkiem są sukcesy Tiny Turner na sopockim hipodromie. Jean-Michel Jarre i David Gilmour mieli dużą widownię, bo sprzedawano tańsze wejściówki w związku z rocznicowym charakterem obu imprez. Przyjazd Lady Gagi może być wydarzeniem przełomowym.
– Gdańskosopocka hala jest jedyną w Polsce, w której można realizować najbardziej wymagające produkcje koncertowe, pomieścić gigantyczną scenę i podwiesić pod konstrukcją dachu 145 ton sprzętu – mówi prezes Areny Magdalena Sekuła. – Możemy porównywać się z najlepszymi obiektami w Europie, a naszym atutem jest niepowtarzalne położenie blisko morza.
Gdańskosopocka hala wyłania właśnie profesjonalnego operatora. Ma nim być firma SMG, która zarządza obiektami widowiskowymi w Stanach Zjednoczonych i Europie.
– Obiekt będzie lepiej wykorzystany, jeśli znajdzie się w globalnej sieci – mówi prezes Sekuła. – Lepsze będzie zarządzanie m.in. zapleczem gastronomicznym, powierzchniami reklamowymi oraz lożami VIP.
Problemem będzie na pewno fatalna komunikacja z resztą kraju. Jazda samochodem albo pociągiem z Warszawy trwa sześć godzin. Do zakupu nietanich biletów trzeba więc będzie doliczyć koszty hotelu, co nie jest konieczne podczas wypraw do Łodzi czy Katowic, gdzie z Warszawy, Krakowa, Poznania można dojechać i wrócić w kilka godzin.