Dziesiąty album nagrany przez pianistę dla Virgin/EMI po dwóch tygodniach od światowej premiery trafił do Polski. Są na nim utwory Roberta Schumanna. Wiadomo, obchodzimy 200. rocznicę jego urodzin. Ale Anderszewski nie wpisuje się w nią z koniunkturalnych powodów. W tej muzyce – jak mówi – zakochał się już dawno.
Schumann był rówieśnikiem Chopina, stąd i u nas grywano go w minionych miesiącach często, nieraz w konfrontacji z Fryderykiem. Ale choć niewątpliwie był wielkim kompozytorem, jego utwory fortepianowe przy Chopinie bledną. U Polaka elegancja formy łączy się z piękną melodią i niesłychaną intensywnością uczuć. U Niemca wybuch emocji burzy strukturę, a żywioł i nadmiar nut często wydają się nie do opanowania.
Piotr Anderszewski potrafi okiełznać tę muzykę, choć jej nie wycisza. Tę umiejętność szczególnie trafnie wykorzystał w „Humoresce". Schumann – jak to romantyk – igra z konwencją, niewiele tu żartu, ów cykl sześciu utworów pełen jest emocjonalnych skrajności, od gniewu po delikatny uśmiech.
Anderszewski nie daje się ponieść, a doskonale wyczuwa niuanse. Jego Schumann jest pasjonujący, ponieważ on odnajduje w tej muzyce niemiecką precyzję wywiedzioną z Bacha i protestancką surowość, dzięki której romantyczna spontaniczność nabiera innych odcieni.
Po Bachu, Beethovenie i Szymanowskim Schumann stał się kompozytorem, którego Anderszewski dogłębnie zrozumiał. Opracował też na współczesny instrument mało znane sześć etiud, które Schumann skomponował na używany w XIX wieku fortepian pedałowy, i cykl nabrał cech wielkiego dzieła.