Sukcesy są dwa: odnowiony amfiteatr pięknie się prezentuje, a złe pomysły organizatorów nie zaszkodziły festiwalowej atmosferze. Na 48. Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej były gwiazdy i debiutanci, kilkadziesiąt występów i wiele – czy aby prestiżowych? – statuetek. W telewizji wszystko wyglądało dynamicznie, bo po scenie biegali operatorzy i sprawiali, że świat wirował. Tak bardzo, że trudno w opolskim show dopatrzyć się sensu.
TVP chciała znokautować konkurencję spod znaku „Mam talent", a przy okazji udowodnić, że potrafi realizować misję publiczną. Program był zatłoczony i chaotyczny, jakby stworzył go wielogłowy smok, niezdolny zgodzić się ze sobą w niczym i zmuszony zadowalać wszystkich.
Zaczęło się w piątek od prezentacji największego z polskich kompleksów: nasze gwiazdy musiały udowodnić, że znają języki obce. Konferansjerzy winszowali Polakom: „Yes, we can!". Możemy po raz pierwszy śpiewać w Opolu po angielsku, ale dowodzi to jedynie, że TVP desperacko szuka pomysłu na unowocześnienie imprezy.
Angielskich piosenek słuchamy co dzień w radiu, to te polskie spychane są do nocnych audycji. A zapraszanie znakomitych artystów, by śpiewali zagraniczne covery, jak uczestnicy „X-Factor", to cios poniżej pasa. Podobnie jak aranżowanie między nimi „pojedynków" o Superjedynki. Sojka kontra Kowalska, Wyszkoni kontra Markowska – egzotyczne pary i mnożące się statuetki. Szczyt absurdu nastąpił, gdy Iwona Schymalla wręczyła Maryli Rodowicz masło maślane, czyli Superjedynkę Superjedynek – nagrodę, o istnieniu której laureatka nie miała pojęcia! Były jeszcze ekspresowe koncerty debiutów i premier – także z przedrostkiem „super", a w sobotę stare i nowe przeboje „Lata z Radiem".