Do Polski przyjeżdżają w ramach trasy promującej nową edycję ich ubiegłorocznego albumu „The Suburbs" oraz po to, by rozgrzać publiczność przed gdyńskim festiwalem Open'er.
Przykuwają uwagę aranżacjami piosenek i koncertami. Niewiele jest bowiem rockowych kapel, które oprócz basu, gitar i perkusji używają skrzypiec, akordeonu czy... ksylofonu. A członkowie Arcade Fire robią to z doskonałym skutkiem – niecodzienne w tym gatunku brzmienia urozmaicają ich dość klasyczne w końcu piosenki wpisujące się w modny od kilku lat nurt łączenia rocka z folkiem. A koncerty? To ich żywioł – wyraźnie widać, że doskonale się bawią, występując na żywo. Niczego nie udają, nie napinają się, nie tracą energii na dekoracje czy zbędne wizualne fajerwerki.
Zespół w 2003 roku założyło małżeństwo Win Butler i Régine Chassagne. Po niezłych występach w klubach Montrealu szybko podpisali płytowy kontrakt i w 2004 r. wydali debiutancki album „Funeral".
Takiego startu dawno nie miała żadna indierockowa kapela. Recenzenci rozpływali się w komplementach, magazyn „New Musical Express" nazwał Arcade Fire „pierwszym prawdziwym zespołem godnym naszego stulecia". Album dostał dwie nominacje do Nagrody Grammy, nominowano go także do Juno Awards, Brit Awards czy PLUG Awards.
Poza tym doskonale oceniła krążek sama branża – bardzo dobrze o muzyce Arcade Fire mówił David Byrne z Talking Heads, Bono z U2 i wokalista Coldplay Chris Martin. Ale prawdziwą nobilitacją dla młodych muzyków było zaproszenie do wspólnego grania z samym Davidem Bowiem i zespołem U2. Na dodatek piosenka Arcade Fire pojawiła się na ścieżce dźwiękowej kultowego serialu „Six Feet Under". Uff, sukces, że tylko pozazdrościć.