Jeśli występujący poprzedniego dnia Raphael Saadiq zasłużył na miano mistrza wagi lekkiej soulowego show, to Seala trzeba okrzyknąć mistrzem wszechwag i wszystkich scen, na których pojawił się tego lata. Koncert w Białymstoku był ostatnim z siedmiotygodniowego tournée. Może dlatego wokalista i towarzyszący mu zespół dali z siebie wszystko. - Czy jest wam ciepło, zapytał publiczność, a kiedy padła twierdząca odpowiedź, dodał przekornie: - To dlaczego jesteście w kurtkach? I zachęcił wszystkich do zabawy. Sam uwijał się po scenie jak w ukropie. Jeśli ktoś chciał się dowiedzieć, co to znaczy balet na scenie w wykonaniu atlety, miał tego wieczoru pokaz w najlepszym stylu. Seal tańczył, skakał, przysiadał, wyginał się, okręcał wokół statywu, podnosił go do góry niczym Freddie Mercury, podbiegał do publiczności to z prawa to z lewa. Kondycją mógł się równać z samym Mickiem Jaggerem.
Publiczność przypomniała sobie razem z nim przeboje z jego repertuaru. Aż trudno uwierzyć, że ma ich aż tyle. Nie wszystkie miały premiery w jego wykonaniu, ale nawet takim hitom jak „It's A Man's Man's Man's World" Jamesa Browna potrafił nadać silny, indywidualny rys. A młodsi uczestnicy koncertu, którzy przeważali pod Pałacem Branickich, mogli znać tylko jego wykonanie.
Do śpiewania „Love's Divine" zachęcił publiczność. - Pomóżcie mi, bo nie pamiętam słów – powiedział. Słowa kolejnego przeboju „If You Don't Know Me by Now" znali niemal wszyscy.
- Dziś odszedł wielki talent – powiedział w połowie koncertu. - Możecie mieć różne uczucia, wściekłość, smutek. Ale to jest wstyd, że odeszła. To dla Amy Winehouse – dodał łamiącym się głosem i zaśpiewał „A Kiss From a Rose". Ta ballada zabrzmiała bardziej przejmująco niż kiedykolwiek. Myślę, że to wykonanie z Białegostoku będzie można znaleźć w serwisie YouTube, bo mnóstwo ludzi trzymało nad głowami telefony komórkowe rejestrujące ten fragment koncertu.
Lecz smutek nie trwał długo, bo Seal zaintonował kolejny hit „Crazy", który po nastrojowym wstępie rozpędził się do zawrotnej szybkości napędzany funkowym rytmem i onirycznym motywem elektronicznych instrumentów klawiszowych. Nie mogło też zabraknąć jego pierwszego przeboju „Killer", w którym temperatura koncertu sięgnęła zenitu.