Na wielkich festiwalach w najwyższej cenie jest kino Azji. Opowieści samurajskie, sagi historyczne, mocne filmy polityczne, współczesne dramaty, wreszcie obrazy pełne poezji niosące spokój i filozofię pogodzenia ze światem. Po 11 września potrzeba zajrzenia głębiej i zrozumienia islamu jeszcze wzrosła. Świat śledzi na ekranie zmiany wschodniej mentalności, próby emancypowania się kobiet i pustkę tam, gdzie upada wielowiekowa tradycja. Przygląda się podłożu terroryzmu, ale i walce artystów o wolność słowa. A Irańczyk Jafar Panahi – symbol uciemiężenia artystów, o którego uwolnienie z więzienia woła cały artystyczny świat – co roku zapraszany jest do Cannes i na Berlinale.
W tegorocznym konkursie jednym z faworytów jest film Filipińczyka Brillante Mendozy „Captive", oparty na autentycznych wydarzeniach z 2001 roku.
W dzisiejszym świecie
Separatyści islamscy porwali wówczas 20 turystów z hotelu w rejonie Dos Palmas, przetransportowali ich na wyspę Basilan i przetrzymywali w górach ponad rok, prowadząc negocjacje w sprawie okupu. „Captive" jest filmem, z którego bije prawda. Filipińczyk nie próbuje tej historii dramatyzować ani dostosowywać do książkowych zasad budowania napięcia. Nie dzieli bohaterów na katów i ofiary. Porwani i zakładnicy stoją po dwóch stronach barykady, ale są chwile, gdy zaczynają się wspierać. Razem walczą z nieprzychylną naturą, próbując przetrwać w dżungli.
– Nie wydaję wyroków – mówi „Rz" Brillante Mendoza. – Chcę pokazać coś, czego zwykle nie dostrzegamy w naszych czarno-białych osądach: że tak naprawdę wszyscy są tu zakładnikami.
Filipińczyk portretuje współczesny świat: obojętność rządów, władzę mediów. W jednej z najlepszych scen filmu do dżungli przyjeżdża dziennikarka miejscowej telewizji, żeby nagrać wywiady z porwanymi. „Odkąd towarzyszy nam szum medialny, łatwiej idą negocjacje w sprawie okupu" – twierdzą terroryści.