Pro Jacek Marczyński
Kompozytorka uratowała spektakl
Dzięki Agacie Zubel uwspółcześniona „Oresteja" – produkcja Teatru Narodowego i Opery Narodowej – zyskała wymiar tragedii, obnażającej to, co mroczne, w duszy człowieka i pokazującej małość ludzkich losów, którymi kieruje niewidzialne fatum.
Agata Zubel nie skomponowała muzyki z tradycyjnych dźwięków, ułożyła partyturę z szeptów i krzyków, pojedynczych wyrazów i zaśpiewów, jednogłosowych chórów z dyskretnym dodaniem brzmień elektroniki. Umiejętnie połączyła starożytność z nowoczesnością. A przede wszystkim stworzyła klimat dla „Orestei" – od pierwszego momentu, gdy publiczność, wchodząc na widownię, została otoczona muzyką chóru, aż po finał, w którym rozszalałe sekwencje instrumentów perkusyjnych symbolizowały Furie, ścigające zbrodniarza Orestesa. Przez muzyczny zgiełk przebijał się zaś słodki głos próbującego go bronić Apolla (kontratenor Artur Stefanowicz).
Z Teatrem Dramatycznym współpracuje wielu kompozytorów: od Pendereckego po Mykietyna. To, co zaproponowała Agata Zubel, jest czymś więcej niż muzyką ilustracyjną. Ona przekroczyła granice gatunkowe. Dotychczas opera próbowała otworzyć się dla teatru, czego dowodem cykl Opery Narodowej „Terytoria", którego „Oresteja" jest kolejną premierą. W Teatrze Narodowym jesteśmy świadkami, jak dramat stara się wchłonąć sztukę operową i jej artystów. Bez chóru Opery Narodowej, który był aktywnym uczestnikiem scenicznej akcji, „Oresteja" straciłaby po prostu sens.
To chór, choć z jego śpiewu rozumiemy tylko niektóre słowa, nadaje znaczenie przedstawieniu. W konfrontacji z muzyką dialogi o fiucie i cipie, dodane Ajschylosowi przez Maję Kleczewską, są trywialne, a zdarzenia rozgrywane między pralką a lodówką nie poruszają. Dzięki chórowi Opery Narodowej są prawdziwe emocje. Reszta wykonawców – z wyjątkiem wspaniałej Anny Chodakowskiej – z poświęceniem odgrywa kolejne etiudy aktorskie zadane im przez reżyserkę.