Gmach dawnej Biblioteki Krasińskich, przy ul. Okólnik 9 niszczał, opuszczony od 1989 r. (jako jeden z 40 tys. pustostanów w stolicy). Został odzyskany jesienią podczas Dnia Lokatora. Dzisiaj, zgodnie z inskrypcją z jego wnętrza głoszącą, że gmach wzniesiono „ku publicznemu pożytkowi", mieszkańcy i mieszkanki Warszawy przejmują go na dobre.
Działalność muzeum została zainaugurowana wystawą „Poniżone/Poniżeni. Od Spartakusa do Joli Brzeskiej/Od Koloseum do Euro". W odpowiedzi na brak programu kulturalnego na zbliżające się mistrzostwa autorki/autorzy projektu postanowili przypomnieć tych, dla których w podręcznikach historii brakuje miejsca – oddając głos osobom wykluczonym i zapomnianym. Na ścianach umieszczono ręcznie malowane wizerunki i krótkie biogramy m.in. Jakuba Szeli, Jeana Geneta, sufrażystek – Emmeline Pankhurst, Zofii Sadowskiej czy Marii Dulębianki, działaczy/działaczek antykolonialnych z Palestyny i Afganistanu czy ukraińskiego poety Wasyla Stusa. Historie rewolucjonistek, terrorystek, buntowników oraz niewolników powstańców, np. Toussainta i Spartakusa, przypominają, że „tam, gdzie jest władza, istnieje też opór". Znalazły się tu również osoby nam współczesne – zastrzelony przez policjanta imigrant Max Itoya czy działaczka lokatorska Jola Brzeska, której spalone zwłoki znaleziono w Lesie Kabackim. Wystawa ukazuje ciągłość działania mechanizmów wykluczenia i aktualność poruszonych problemów, reinterpretując historię głównego nurtu.
Goście zwiedzali zakamarki gmachu. W jednej z sal historyk Piotr Laskowski opowiadał historię Adolfa Brylickiego – prawdopodobnie pierwszego polskiego anarchisty, szewca z Krakowa. Dyskutowano o problemach, jakie rodzi próba opowiedzenia losów jednostki, gdy ma się do dyspozycji właściwie tylko źródła pochodzące od jej oprawców (np. protokoły policyjne, artykuły prasowe). Otwarta na inicjatywę przestrzeń ożyła.
Ten antypanteon jest dla narracji podręcznikowej jak wyrzut sumienia. Przypomina o tych, którzy nie mieszczą się w wielkich dyskursach narodowych czy religijnych; o tych, którzy uwierają. Popularne przysłowie mówi, że historię piszą zwycięzcy. Znajduje ono potwierdzenie zarówno w kontekście militarnych konfliktów, jak i w hierarchii społecznej. Historia, której naucza się w szkołach, pisana jest zawsze z perspektywy grup uprzywilejowanych – klas panujących, imperialnych narodów i kultur czy po prostu mężczyzn. Wskutek tego niezmiennie pomijać musi perspektywę skolonizowanych społeczności, kobiet, niewolników, chłopów. Nie chodzi tu o celową cenzurę, ale raczej o miękkie, strukturalne przemilczanie. Dowodem na to są układ i treść przeciętnego podręcznika. Tak pisana historia jest narzędziem władzy; pozwala niektórym uzyskać fałszywe utożsamienie z wielką, dyskursywną strukturą, jednocześnie zasłaniając istotną materię życia. Projekt wystawy powstał w akcie sprzeciwu wobec takiego systemowego pomijania. Stawiając jednostkowe, specyficzne losy przeciw wielkim unifikacjom, narusza tym samym gładką skorupę opowieści o królach, kapłanach i wojownikach, próbując oddać sprawiedliwość pozbawionym głosu.
Przedsięwzięcie powstawało w sposób demokratyczny i oddolny – każdy mógł nadsyłać propozycje lub gotowe teksty, które złożyły się na różnorodną ekspozycję. W dniu otwarcia była ona montowana przez autorów/autorki razem ze zwiedzającymi. Duch DIY (Do It Yourself – „zrób to sam") ożywił stare wnętrza – widzowie byli również współtwórcami. Tego typu wystawa kłącze to pomysł na przezwyciężenie instytucjonalnego monopolu na wiedzę; nie było tu kuratora decydującego, co pokazać, a z czego zrezygnować. Wystawa wpisuje się w nurt odzyskiwania historii, kojarzony z nazwiskami Michela Foucaulta (badacza m.in. instytucji kliniki i więzienia oraz dziejów „ludzi niegodziwych"), Carla Ginzburga (opisującego kulturę ludową średniowiecznej Europy), Howarda Zinna (ludowa historia Stanów Zjednoczonych) czy Sylvii Federici (badającej wykluczenie kobiet i ludów skolonizowanych). Oprócz formalnego ataku na klasyczne muzeum rzucono także wyzwanie mainstreamowemu przedstawianiu historii.