Występowaliście na największych imprezach, w zeszłym roku na finał słynnego Isle of Wight. Co wolicie: gigantyczne estrady czy kameralny show?
Sergio Pizzorno:
Wszystko zależy od tego, w jakim jesteśmy nastroju. Najlepiej mieć własną, dużą publiczność, która zna wszystkie piosenki. Tak jest w Wielkiej Brytanii. W Ameryce zdarzyło się nam grać w klubach. To też fajne. Ale kiedy chcesz zrobić wielki show i dotrzeć do nowych fanów, festiwal daje nieocenioną okazję. Młodzi ludzie za stosunkowo niską cenę mają szansę obejrzeć w jednym miejscu wiele gwiazd. Mogę tylko pozazdrościć, bo jako nastolatek nie miałem okazji do takich doświadczeń.