Oto książeczka niewielkich rozmiarów, której pomarańczowa, twarda oprawa lekko połyskuje. Na okładce uśmiechnięty, wąsaty pan z małymi oczkami i wielkim nosem wznosi do góry ręce w geście szczęścia. To tytułowy Kurt. Jest operatorem wózka widłowego. Ma żonę Annę-Lizę, która jest architektem oraz trójkę dzieci: Chudą Helenę, Kurta Bąbelka (nazwanego tak, bo uwielbia napoje bąbelkowe) i Buda. Pewnego dnia, w gdy w porcie jest wyjątkowo dużo paczek do rozładowania, Kurt znajduje na brzegu olbrzymią rybę. Szef pozwala mu ją zabrać. Ryba jest martwa, a po usmażeniu wykrojonego z niej kawałka okazuje się być bardzo smaczna.
Rodzina stwierdza, że ma teraz jedzenia na wiele miesięcy, w związku z tym nikt nie musi pracować i wszyscy mogą wybrać się w podróż dookoła świata. Wyjeżdżają na żółtym wózku widłowym Kurta zabierając ze sobą rybę oczywiście (która notabene z każdym dniem jest coraz smaczniejsza). Tak zaczyna się pełna przygód i zabawnych zdarzeń „powieść drogi", w której okazuje się, że nawet bardzo kochający się ludzie, i to podczas wakacji, przeżywają kryzys wzajemnych relacji jeśli przebywają ze sobą zbyt długo.
Ciekawym pod względem stylistycznym jest fakt, że opowiadanie napisane jest w logice opowieści małego dziecka. Zdania są proste, częste powtórzenia podbijają wrażenie absurdu. Fabuła snuje się na zasadzie zdarzenio-skojarzeń. Rzeczy niemożliwe są jak najbardziej możliwe i oczywiste, itd. Najbardziej wiarygodnym wytłumaczeniem tej konwencji byłaby odpowiedź, że książkę podyktował pisarzowi kilkuletni syn sąsiada.
Norweg Edgar Loe zaliczany jest często do nurtu tzw. naiwizmu. Dorosłym, polskim czytelnikom znany jest z negacji konsumpcyjnego, nowobogackiego stylu życia jako autor „Naiwny. Super" i „Doppler". Jego „Kurt i ryba" dla dzieci okraszona jest zabawnymi rysunkami tuszem w wykonaniu Kima Hiorthoy'a. Dla czytelników 6 +.
„Kurt i ryba"