Wracając do Kostka – to bardzo bierny bohater. A jednocześnie, kiedy zaczyna widzieć rzeczy takimi, jakie one są, kiedy wydaje się, że jest gotów wziąć sprawy w swoje ręce, uśmiercasz go.
Mam takie fatalistyczne przekonanie, że to przejrzenie na oczy nigdy się nie udaje.
W prawdzie o rzeczywistości jest jakiś element boski, a Bogu nie można przecież spojrzeć w twarz, bo oblicze Boga spala. Kiedy człowiek dochodzi do takiego momentu, że odziera się ze złudzeń i staje przed prawdą, to prawda spala, bo to jest tak, jakby zobaczyło się Boga. Kostek sam się zabija, sam poniekąd wkłada swojemu przyjacielowi w rękę broń, ponosząc karę za swoje grzechy. I nic dziwnego, że taki los go spotyka – sypianie z żoną przyjaciela zwykle nie kończy się zbyt dobrze.
Kostek ma ojca, który wydaje się ucieleśnieniem męskości: waleczny żołnierz. Ale ty, jakby podtrzymując tezę o kryzysie, pozbawiasz go przyrodzenia. Jakim mężczyzną ma być syn, skoro ojciec nim nie jest?
Konstanty jest bierny. Jego ojciec walczy jako żołnierz, ale zostaje pozbawiony męskości, gdy w czasie wojny traci twarz i przyrodzenie. Ojciec Konstantego mógłby być mężczyzną, ale nie pozwoliła mu na to historia, Konstanty zaś nie jest mężczyzną na własne życzenie. Zresztą nawet jego imię i nazwisko są przewrotne. Konstanty – od constans – oznacza stałość, a Willeman – człowieka woli, której przecież nasz bohater nie ma.