Nie jestem od zbawiania świata

Ze Szczepanem Twardochem, autorem książki „Morfina”, o kryzysie męskości i literaturze zaangażowanej

Publikacja: 26.01.2013 16:53

Nie jestem od zbawiania świata

Foto: Fotorzepa, Tom Tomasz Jodłowski

Tekst z archiwum tygodnika Uważam Rze

Nigdy nie mieszkałeś w stolicy, nie bywasz tu często, a mimo to zdecydowałeś się pisać o mieście, które dla wielu jest wyjątkowe, każdy uważa, że wie o nim najwięcej.

Mieszkać mogę tylko na Górnym Śląsku, tak mi się wydaje.

Ale lubię Warszawę. Jest wielkomiejska i jednocześnie prowincjonalna (jak cała Polska), jest otwarta i żywa. W ogóle lubię miasta, ale mieszkać wolę na wsi.

Akcję swojej książki umieściłeś w newralgicznym dla Polski momencie, w roku 1939. Dlaczego właśnie wtedy?

Interesują mnie takie „międzyczasy", gdy rzeczywistość społeczna nie ma ustalonej formy, kiedy jeden świat już umarł, a drugi dopiero się tworzy. I takim czasem jest dla mnie październik 1939 r. Polska przegrała wojnę, ale jeszcze nie do końca było wiadomo, co to oznacza.

W jaki sposób udało ci się tak rzetelnie napisać o Warszawie? Realia wojennej stolicy, jej układy przestrzenne i architektura są oddane rewelacyjnie.

Starałem się. Pisałem z mapą Warszawy z maja 1939 r.

Spotykam tak niewielu mężczyzn z charakterem, takich, którzy nie szukają rozpaczliwie sensu życia

Bardzo przydatna okazała się też strona warszawa1939.pl i aktywny fotoplan Warszawy na tej właśnie stronie, notki o poszczególnych budynkach, fotografie i tak dalej. Poza tym książki. Pamiętniki, wspomnienia, „1859 dni okupowanej Warszawy" Bartoszewskiego i inne.

Czy zaczynając pracę nad książką, wiesz, jak ona się skończy?

Zwykle tak. „Morfinę" pisałem według 20-stronicowego konspektu. Była pomyślana pierwotnie jako o wiele dłuższa historia, która kończy się dopiero w 1942 roku. Ale gdy napisałem pierwszą część książki, zrozumiałem, że dojście do 1942 r. zajęłoby mi kilka grubych tomów. Wtedy przerobiłem cały konspekt i dlatego historia kończy się po niecałym miesiącu.

Konstanty Willeman, główna postać twojej książki, to oficer, kobieciarz, morfinista, generalnie mężczyzna słaby. Nie może sobie poradzić z upadkiem niepodległej Polski – smutki topi w alkoholu. Do czasu, gdy zostaje zwerbowany do roli podwójnego agenta działającego na rzecz kraju. Jak się czułeś, tworząc tak dwuznaczną postać?

Nijak. Nie mam emocjonalnego stosunku do moich postaci. Nie mam przyjemności z pisania. Wysiadywanie przed komputerem jest męczące i nieprzyjemne. Dlatego nazywamy to pracą.

Szczepan Twardoch o swojej książce

W swojej książce zawarłeś fragmenty, których pisanie – jak przypuszczam – nie było tak bolesne. Mam na myśli sugestywne opisy orgii w pewnym majątku, gdzie trafia we wrześniu 1938 r. przyjaciółka i dawna kochanka Kostka, Iga.

Opisywanie scen erotycznych to taka sama praca literacka jak wszystkie inne sceny. Co do orgii w majątku w Kobryniu – wydaje mi się, że wymyśliłem tę historię, ale mogłem ją też skądś zapożyczyć, w końcu wszyscy pisarze to złodzieje.

Sposób, w jaki Konstanty myśli o kobietach, jak je widzi i opisuje, wskazuje na to, że twój bohater jest mizoginem.

Oczywiście, że jest. Nienawidzi kobiet, bo się ich boi. Bo jest słabszy, a one nim władają. Swoją słabość zwykle maskuje pod pozorami siły. Kostek jest zresztą bardzo współczesną postacią. Chciałem poprzez niego pokazać kryzys męskości. W ogóle „Morfina" ma formę ilustracyjną wobec nastroju bohatera; została tak napisana, by oddawała wnętrze Kostka, jego zdezintegrowaną, pękniętą osobowość.

Uważasz, że mamy do czynienia z kryzysem męskości?

Spotykam tak niewielu mężczyzn z charakterem, żywych, takich, którzy potrafią sami się uzasadnić, nie szukają rozpaczliwie sensu własnego życia poza sobą. To bardzo smutne. Kobiety „udają się" teraz dużo lepiej niż mężczyźni, zachowały jakąś formę bycia kobietami i potrafią ją wypełnić.

Wracając do Kostka – to bardzo bierny bohater. A jednocześnie, kiedy zaczyna widzieć rzeczy takimi, jakie one są, kiedy wydaje się, że jest gotów wziąć sprawy w swoje ręce, uśmiercasz go.

Mam takie fatalistyczne przekonanie, że to przejrzenie na oczy nigdy się nie udaje.

W prawdzie o rzeczywistości jest jakiś element boski, a Bogu nie można przecież spojrzeć w twarz, bo oblicze Boga spala. Kiedy człowiek dochodzi do takiego momentu, że odziera się ze złudzeń i staje przed prawdą, to prawda spala, bo to jest tak, jakby zobaczyło się Boga. Kostek sam się zabija, sam poniekąd wkłada swojemu przyjacielowi w rękę broń, ponosząc karę za swoje grzechy. I nic dziwnego, że taki los go spotyka – sypianie z żoną przyjaciela zwykle nie kończy się zbyt dobrze.

Kostek ma ojca, który wydaje się ucieleśnieniem męskości: waleczny żołnierz. Ale ty, jakby podtrzymując tezę o kryzysie, pozbawiasz go przyrodzenia. Jakim mężczyzną ma być syn, skoro ojciec nim nie jest?

Konstanty jest bierny. Jego ojciec walczy jako żołnierz, ale zostaje pozbawiony męskości, gdy w czasie wojny traci twarz i przyrodzenie. Ojciec Konstantego mógłby być mężczyzną, ale nie pozwoliła mu na to historia, Konstanty zaś nie jest mężczyzną na własne życzenie. Zresztą nawet jego imię i nazwisko są przewrotne. Konstanty – od constans – oznacza stałość, a Willeman – człowieka woli, której przecież nasz bohater nie ma.

W opozycji do Kostka stawiasz silne postaci kobiece. Poznajemy jego matkę – kastrującą mężczyzn spojrzeniem, pozornie delikatną żonę Helę, kochankę Salome, odważną Dzidzię i efemeryczną Igę, żonę przyjaciela, która pojawia się i znika.

Lubię kobiety. Podoba mi się to, że kobiety zwykle są „jakieś", są dopełnione. Wszystkie kobiety w życiu Kostka są określone, wypełnione treścią, a każda z nich reprezentuje zupełnie inny typ: od pożerającej mężczyzn matki, poprzez eugenicznie higieniczną Helę, aż po oddającą siebie Salome i najpełniejszą – Dzidzię.

W książce mamy jeszcze jedną postać, choć nieucieleśnioną, dopowiadaczkę historii. Dodałeś swojemu bohaterowi anioła stróża w postaci parki?

Ta postać nie jest głosem wewnętrznym Kostka, bo zna świat przedstawiony lepiej niż on, spogląda w przeszłość i w przyszłość. Jest jednocześnie trochę w nim, a trochę ponad nim. Łączy wszystkie historie. Lubię, by nawet bohaterowie trzeciego planu mieli dopowiedziane swoje losy – to też jej funkcja. Chodzi mi teraz po głowie taka książka, która będzie się rozrastać jak drzewo, a w niej rozwijać się będą kolejne wątki, niczym gałęzie.

Czemu napisałeś książkę, która zamiast tworzyć ciekawe męskie postaci, tylko je tłamsi, nie dając czytelnikowi nadziei?

Książki nie służą do załatwiania spraw, do poprawiania świata. Nie wierzę w literaturę zaangażowaną. Załatwianie czegoś powieścią jest jak wbijanie gwoździa szklanką – szklankę stłuczesz, a gwoździa nie wbijesz. Powieść ma uzasadniać samą siebie. Jako pisarz nie jestem od dawania nadziei. Potrzebie nadziei odpowiadają religie i ideologie, literatura ma inną funkcję. Moim zadaniem jako pisarza nie jest zbawianie świata, tylko pisanie kolejnych książek.

Ostatnie pytanie: dlaczego „Morfina"?

Bo to jest dobry tytuł, a książka powinna mieć dobry tytuł.

Tekst z archiwum tygodnika Uważam Rze

Nigdy nie mieszkałeś w stolicy, nie bywasz tu często, a mimo to zdecydowałeś się pisać o mieście, które dla wielu jest wyjątkowe, każdy uważa, że wie o nim najwięcej.

Pozostało 96% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"