Młodsi koledzy mistrza Beethovena

Dzięki temu festiwalowi zmienia się nasz stosunek do muzyki.

Aktualizacja: 29.03.2013 10:01 Publikacja: 29.03.2013 08:44

Rafael Payare, młody dyrygent z Wenezueli

Rafael Payare, młody dyrygent z Wenezueli

Foto: slvb

Po 17 latach Wielkanocny festiwal Beethovenowski wychował sobie publiczność. Kto pamięta pierwsze edycje, ten wie, że zapełniano sale, rozdając zaproszenia dla sponsorów i wejściówki dla młodzieży. W tym roku nawet na koncertach cieszących się nieco mniejszym zainteresowaniem tylko gdzieniegdzie można było dostrzec puste fotele.

Prawdziwe wręcz oblężenie sala Filharmonii Narodowej przeżyła podczas wieczoru  ze znakomitym Tokyo String Quartet. A przecież dyrektorzy instytucji kulturalnej boją się muzyki kameralnej, twierdząc, że trudno na nią zdobyć słuchaczy.

Znacznie ważniejsze jest jednak to, że udowodnił, iż w szczególnym okresie, przed Wielkanocą, muzyka może sprzyjać refleksji, pomaga się wyciszyć, oderwać się od codziennych problemów. Wręcz buduje przedświąteczną atmosferę.

Dzięki Festiwalowi Beethovenowskiemu rozpowszechnia się moda na słuchanie muzyki w Wielkim Tygodniu i w same święta. Kiedy 10 lat temu przeniósł się z Krakowa do Warszawy, na jego miejsce natychmiast powstały w pierwszym mieście „Misteria Paschalia". Trwa właśnie dziesiąta edycja tego krakowskiego festiwalu, zaliczanego do jednej  z najlepszych w Europie imprez poświęconych muzyce dawnej.

Także inne miasta coraz chętniej organizują przedświąteczne koncerty, często zresztą korzystając z artystów, których do Warszawy zaprasza Festiwal Beethovenowski. Ten zaś tradycyjnie kończy się w Wielki Piątek utworem stosownym na ów szczególny dzień. W tym roku będzie to żałobne „Requiem" Giuseppe Verdiego, zadyryguje nim Krzysztof Penderecki. Taki wybór świadczy też o tym, że zmienia się sam festiwal.

Kiedy powstawał, nie brakowało pytań, dlaczego polska impreza muzyczna ma być firmowana nazwiskiem Ludwiga van Beethovena. Po kilku latach organizatorzy zaczęli jednak stopniowo odchodzić od ciągłego prezentowania „Fidelia", „Missy solemnis" czy IX Symfonii z jej „Odą do radości". Beethoven stał się przede wszystkim symbolem tego, co najbardziej wartościowe w muzyce, artystycznym wzorcem, z którym powinni się mierzyć kompozytorzy i wykonawcy.

Takie podejście pozwala wyjść poza kanon nie tylko jego utworów, ale i całej XIX-wiecznej klasyki. W tym roku festiwal szerzej otworzył się na czasy nam bliższe, ozdabiając program utworami Góreckiego, Pendereckiego i Lutosławskiego. Przyjmowane były z większym entuzjazmem niż na przykład Beethovenowska IX Symfonia, zresztą jej wykonanie należało do najmniej ciekawych zdarzeń.

17. Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena

W dorobku starych klasyków warto natomiast wynajdywać rzeczy nieograne i festiwal stara się to czynić, zawstydzając polskie teatry operowe, które nie mają specjalnych pomysłów, by uczcić Rok Verdiego i Rok Wagnera. Zaoferował kompletnie nieznaną w świecie wersję „Simona Boccanegry" pierwszego z mistrzów opery oraz „Tristana i Izoldę" – wprawdzie nie w całości, lecz tylko II akt, ale i tak był to wyjątkowy wieczór. Ten dramat Wagnera po raz ostatni pojawił się przecież na polskich scenach prawie pół wieku temu.

Śledząc przebieg kolejnych edycji, można też dostrzec, jak powiększa się obszar muzyki klasycznej, przyswajalnej przez średnio wyrobioną publiczność, bo to przecież nie jest festiwal dla wytrawnych melomanów, lecz dla ludzi skuszonych jego wyjątkową, przedświąteczną atmosferą.

Dla takiego odbiorcy jeszcze niedawno utwory Góreckiego czy Pendereckiego były trudną awangardą. Obecnie stały się normalnym daniem, a fragment „Małej suity" Lutosławskiego świetna MDR Sinfonieorchester zagrała wręcz na bis, kiedy to słuchaczom oferuje się wyłącznie najpopularniejsze hity.

Ten rodzaj zabawy polskim utworem w wykonaniu niemieckiego zespołu znakomicie przysłużył się Witoldowi Lutosławskiego, którego z okazji 100. rocznicy urodzin zaczęliśmy traktować z nadmierną powagą.

Największe wydarzenia XVII festiwalu Beethovenowskiego

- „Tristan i Izolda" Richarda Wagnera. Koncertowe wykonanie II aktu tego dramatu ozdobiły wokalne kreacje śpiewaków specjalizujących się w muzyce Wagnera. Evelyn Herlitzius (Izolda), Stefan Vinke (Tristan), Michelle Breedt (Brangäne) i Franz Hawlata (Król Marke) utworzyli kwartet, jakiego dawno nie słyszeliśmy w Polsce.

- John Axelrod i Symfonia „Kopernikowska" Henryka Mikołaja Góreckiego. Amerykański dyrygent, który dotąd na polskich estradach nie był zbytnio zauważalny, w utworze polskiego kompozytora wykreował fascynujący muzyczny wszechświat przy walnej pomocy orkiestry Filharmonii Narodowej i rewelacyjnego chóru Opery i Filharmonii Podlaskiej.

- Grażyna Auguścik w jazzowo-folkowym wieczorze inspirowanym tematami z utworów Lutosławskiego. Wokalistka o zachwycającej muzykalności, świetnej technice i swobodzie śpiewania a z nią na estradzie tria Jana Smoczyńskiego, Janusza Prusinowskiego oraz Atom String Quartet. Powstała niepowtarzalna całość, znakomite połączenie jazzu, folku i muzyki klasycznej.

- Koncerty Tokyo String Quartet i Belcea Quartet. W poprzednich latach muzyka kameralna stanowiła nurt poboczny dla głównych koncertów, w tym roku wysunęła się na plan pierwszy, dzięki oczywiście tak znakomitym zespołom.

- Moskiewska Orkiestra Symfoniczna im. Czajkowskiego oraz MDR Sinfonieorchester. Dwa zagraniczne zespoły zabłysnęły w utworach swoich rodaków. Rosyjscy goście dali porywającą interpretację X Symfonii Szostakowicza, muzycy niemieccy pokazali, jak należy grać Beethovena – z żarem, pasją i oczywiście z precyzją. Pozostałym wykonawcom patron festiwalu sprawiał sporo kłopotu, nawet jeśli moskiewską orkiestrę prowadził tak doświadczony dyrygent jak Władimir Fiedosiejew.

- Rafael Payare i Jarosław Nadrzycki, czyli uwaga na nowe talenty. Wenezuelski dyrygent to kolejny obiecujący wychowanek systemu kształcenia młodzieży w tym kraju, tzw. El Sistema. Być może pójdzie w ślady słynnego już Gustavo Dudamela. Polski skrzypek bez kompleksów zagrał trudny II Koncert „Metamorfozy" Pendereckiego.

j.m.

Po 17 latach Wielkanocny festiwal Beethovenowski wychował sobie publiczność. Kto pamięta pierwsze edycje, ten wie, że zapełniano sale, rozdając zaproszenia dla sponsorów i wejściówki dla młodzieży. W tym roku nawet na koncertach cieszących się nieco mniejszym zainteresowaniem tylko gdzieniegdzie można było dostrzec puste fotele.

Prawdziwe wręcz oblężenie sala Filharmonii Narodowej przeżyła podczas wieczoru  ze znakomitym Tokyo String Quartet. A przecież dyrektorzy instytucji kulturalnej boją się muzyki kameralnej, twierdząc, że trudno na nią zdobyć słuchaczy.

Pozostało 90% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"