Zaskakujące zbieżności
Choć Pilch i Rylski podejmują w swojej twórczości odmienne wątki, poruszają się w różnych rejestrach stylistycznych, budują autonomiczne wobec siebie światy, to wbrew pozorom łączy ich całkiem sporo. Chociażby to, że mimo ustalonej pozycji na literackiej mapie, ich kariery znalazły się w punktach względnie przełomowych. Obaj pojawiają się bowiem po słabszych książkach. Rylski w „Na Grobli" i szkicach „Po śniadaniu" stracił narracyjny impet i pewność tonu, które towarzyszyły mu podczas triumfalnego powrotu na scenę literacką w pierwszej połowie ubiegłej dekady. Ostatnia powieść Pilcha to wydany pięć lat temu „Marsz Polonia" – przeszarżowany zbiór literackich tropów, zanurzony w grotesce, z której niewiele odkrywczego wynikało. Ubiegłoroczny „Dziennik" wypadł nieprzekonująco, grzęznąc w rozgadaniu i doraźnych polemikach.
Obaj pisarze to także twórcy starannie budujący swój publiczny wizerunek. Postrzega się ich jako autorów z wyrazistymi biografiami. Na tę literacką legendę składa się mozaika zbudowana z powieści, esejów bądź felietonów oraz wywiadów. Wypowiedzi we wszystkich tych formach balansują na granicy autobiografii i świadomej, przewrotnej kreacji – naturalnie, grę z czytelnikiem wyraźniej widać u słynącego z takich zabiegów Pilcha, ale Rylski prowadzi ją niemal równie konsekwentnie.