Geniusz łączył się z chorobą

Rita Gombrowicz o „Kronosie", intymnym dzienniku Witolda Gombrowicza. Jego premiera 23 maja.

Aktualizacja: 08.05.2013 10:11 Publikacja: 08.05.2013 01:05

Rita Gombrowicz przeżyła z mężem pięć lat. Byli niekonwencjonalnym, ale solidarnym małżeństwem

Rita Gombrowicz przeżyła z mężem pięć lat. Byli niekonwencjonalnym, ale solidarnym małżeństwem

Foto: materiały prasowe

Rz: Duża część notatek dotyczy erotyki. Czy Gombrowicz wytłumaczył pani charakter swojej seksualności, dużą liczbę partnerów, biseksualność?

Rita Gombrowicz:

Na samym początku znajomości opowiedzieliśmy sobie o naszym dotychczasowym życiu. Głównie on opowiedział o swoim, bo był starszy. Szczerze i naturalnie wprowadzał mnie w swoje seksualne tajemnice mające źródło w przedwojennym świecie. Dowiedziałam się o dużej roli, jaką grali służący. Ale często opowiadał mi o tym jak był zakochany w swojej sąsiadce na wsi i jak nocą musiał przekradać się do niej przez chybotliwy most. Mawiał: „Kiedy byłem młody, nie podobałem się kobietom, a teraz, kiedy jestem chorym starcem – kobiety mnie kochają!". Wspominał też o Argentynie: o przygodach z bliżej nieznanymi młodzieńcami, którzy stanowili rodzaj reinkarnacji wieśniaków z Małoszyc. Mówił o tym jak poeta. Jego liczne przygody potwierdzały fascynację prostotą, niedojrzałością i młodością, o której pisał we wszystkich swoich dziełach.

Zobacz na Empik.rp.pl

Co oznacza notka: „dziwna zmiana, przemiana, Rita, ale ten miecz ma dwa ostrza"?

Sama chciałabym wiedzieć. Myślę, że spotkanie ze mną wywołało gwałtowną zmianę w jego życiu. Zawsze żył sam – jak kawaler. Ze mną po raz pierwszy miał dom, który sam utrzymywał. Dzielił życie z kobietą. Tworzyliśmy niekonwencjonalny związek, ale solidarny. Pewnie dla Witolda życie w stałym związku wiązało się z dużym poświęceniem, bo, dosłownie, miał kota na punkcie wolności. Ale nie dał mi tego odczuć. Na tym polegała jego elegancja.

Książka zawiera listę ciężkich chorób. Czy był hipochondrykiem?

Był chory i był hipochondrykiem. Od dzieciństwa miał słabe płuca. Cierpiał także z powodu egzemy. To były głównie choroby psychosomatyczne. Tłumaczył, za Schopenhauerem, że sztuka i geniusz zawsze są powiązane z chorobą. Godził się z tak pojmowanym losem artysty bez żalu. Mimo fizycznej słabości i nadwrażliwości był wytrwały, a nawet imponował stoicką postawą. Był zdyscyplinowanym pacjentem. Mówił, że trzeba czytać ulotki dołączone do leków i się do nich stosować.

Skąd bierze się ciągły nacisk na kwestie finansowe? Czy odczuwał brak finansowej stabilności?

Tak, z pewnością. Opuścił Polskę jako zamożny człowiek pochodzący z klasy panującej. Miesiąc później nie miał już niczego. Czuł się nikim. Umiał tylko pisać po polsku. To wyrobiło w nim szczególny stosunek do pieniędzy, choć nigdy nie był skąpy. Opłacał studia młodego Argentyńczyka Mariana Betelu i do końca wspierał jego rodzinę. Mawiał, że walczy z polskim, wielkopańskim podejściem do bogactwa. Pieniądze służyły zabawie. Kiedy ich nie miał – żył jak mnich. To też była kwestia stylu. Widziałam w nim właściciela ziemskiego, który kontroluje rachunki, umie czytać umowy i bronić swoich interesów. Jeśli miał obsesję na punkcie cyfr, to dlatego, że uosabiały konkret niezwykle ważny w jego częstych, widocznych także w „Kronosie", podsumowaniach życia.

Wielokrotnie powraca kwestia podnoszenia własnego prestiżu. Było to związane z kompleksami czy poczuciem, że go niesprawiedliwie ignorowano?

To fundamentalna kwestia. Gombrowicz należy do tych pisarzy, dla których pisanie stało się drogą do zbawienia. Bez uznania innych – nie było możliwe. Witold miał olbrzymią ambicję pisarską: ambicję porządkowania świata pisarstwem. Ale wszystkie swoje dzieła napisał po polsku, co niewątpliwie utrudniało zdobycie uznania. A gdy następowało – satysfakcja była, jak najbardziej, uzasadniona.

Jakich cech charakteru nie przelał na papier?

Życiowej odwagi. Dyskrecji w sprawie osobistych dramatów.

Poznanie najintymniejszych tajemnic najbliższej osoby bywa ryzykowne. Nie miała pani obaw przed lekturą?

Tym, co uratowało mnie przed ryzykiem związanym z lekturą intymnego dziennika, jest moja nieznajomość języka polskiego. Nigdy nie czytałam rękopisów Gombrowicza bez pomocy tłumacza. Zawsze był obiektywny świadek, który chronił mnie przed ewentualnym szokiem poznawczym. „Kronosa" przetłumaczyła mi najpierw w formie ustnej przyjaciółka Maria Paczowska. Notowałam, co mi mówiła. Razem przyglądałyśmy się fragmentom, które trudno było odczytać. Słowa docierały do mnie z pewnym opóźnieniem. Zawsze mogłam porozmawiać, dowiedzieć się więcej od Marii, która znała i lubiła Gombrowicza, a także jego twórczość. Nie czułam się samotna w kontakcie z Wielkim Sfinksem.

Jak należy rozumieć tytuł?

Bez wątpienia chodzi o greckiego bogu czasu i  przeznaczenia. Witold spisał kalendarium swojego życia, a nie komentarze dotyczące wydarzeń. Tekst jest obiektywny, tak jak zasada czasu rządząca wskazówkami zegara. „Kronos" to kompletna historia Witolda Gombrowicza: jego ciała, ducha i życia społecznego. Wyjątkowe zapiski pisarza, którego przenikliwość służy poznawaniu samego siebie, bez upiększania. Z uczciwością i surowością.

Co zdziwiło panią najbardziej?

Miesięczny tryb prezentacji życia, tak jak w „Dzienniku" drukowanym w paryskiej „Kulturze". Zawsze następowało streszczenie według kategorii: „Zdrowie, Finanse, Literatura, Erotyka". Na marginesach znajdowały się notatki o miejscach, gdzie mieszkał, i imiona lub nazwiska związane z erotycznymi podbojami. Na pewno byłam pod wrażeniem  niezależności Witolda. Z tym wiązało się obchodzenie kolejnych rocznic uwolnienia się od pracy w banku. Zwraca uwagę żywy, niemal dziecięcy duch. Bawił się, notując takie głupstewka, jak zakup czajnika czy abażuru. Diabeł tkwi w szczegółach. Dla niego te szczegóły przybierały kształt szczęścia i zabawy.

Co z dziedzictwa Gombrowicza pozostaje jeszcze do opublikowania.

Nie mam już nic. Prawie nic. Jest jeszcze trochę listów, m.in. do jego młodych argentyńskich przyjaciół i wydawców. Ale może ktoś jeszcze kiedyś coś znajdzie. Na strychu albo w starej walizce? Kto wie?

—rozmawiał Jacek Cieślak

Portret pisarza bez stylizacji

„Kronos" to intymny dziennik Witolda Gombrowicza, o którym krążyły legendy, ale nikt go nie znał. Ukaże się wcześniej niż planowano, ponieważ Rita Gombrowicz, wdowa po pisarzu, zmieniła plany i postanowiła wydać książkę za życia, chociaż zawiera ona także szczegóły dotyczące ich wspólnego pożycia. Największą sensację wywołają z pewnością zapiski związane z homoseksualizmem twórcy, choć czytelnicy znajdą też szczegóły dotyczące fascynacji kobietami. Najważniejsze, że niełatwy, chwilami surowy tekst wprowadza w najważniejsze tajemnice autora „Dziennika". To, co tam było wystylizowanym autoportretem, nabrało rysów prawdy – szczerej aż do bólu. Bo Gombrowicz był w „Kronosie" dla siebie bezwzględny. —j.c.

Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"