„Chłopi” mają admiratorów, ale i licznych przeciwników. Co pana skusiło do zrobienia musicalu opartego na powieści Reymonta?
Wojciech Kościelniak:
Zdecydowałem się budować własną muzyczną tożsamość poprzez wystawianie najciekawszych pozycji polskiej literatury. Już choćby z tego względu trudno było nie wziąć pod uwagę „Chłopów”. Kilka lat temu przeczytałem tę książkę ponownie i zaskoczyło mnie, że aż prosi się ona o sceniczną adaptację. Bywa tak, że są wspaniałe powieści lub opowiadania, jednak tak rozlewne, że nie ma w nich materiału na teatralne postaci, sceny zbiorowe, choreografię, muzykę i piosenki. Tymczasem „Chłopi” dają fantastyczną pożywkę dla musicalu. Mamy sceny w karczmie i na weselu, co pozwala pokazać barwny kostium. Przeważająca jednak część jest naturalistyczna, oparta na brutalnych opisach wsi. Wspaniale napisane dialogi wyrażają konflikty. Gwara uwzniośla język potoczny i sprawia, że to, co zwykłe, brzmi niezwykle. Kłótnia o ziemię i kobietę zyskuje wymiar spraw fundamentalnych. Otrzymujemy metaforę polskości, naszych relacji – tego, jak się do siebie odnosimy. To nasz portret niewyidealizowany, dlatego mam wrażenie, że ciekawy nie tylko dla Polaków. Widzę analogię między Reymontem a Dostojewskim: Dostojewski pragnąc być pisarzem na wskroś rosyjskim, stał się pisarzem światowym. W „Chłopach” poprzez Lipce opisany jest cały świat. Nie przez przypadek Reymont dostał Nagrodę Nobla. Mam skromną nadzieję, że po obejrzeniu mojego spektaklu choćby kilka osób sięgnie po książkę i przekona się, że nawet opisy przyrody są wspaniałe.
Który z wątków powieści wydał się panu najbardziej współczesny?
Dla mnie ważne są relacje człowieka ze światem przyrody. Jesteśmy świadkami dorastania ludzi do mądrości i doskonałości natury, która pokazuje, kto może przetrwać. W naturze nie ma sentymentów, dobra i zła. Silniejszy wygrywa, słabszy przegrywa. Ten, kto ma za dużo empatii, musi nauczyć się odmawiać. Ale jednocześnie ktoś, kto liczy się tylko ze sobą, wcześniej czy później zostanie odrzucony przez zbiorowość. To wszystko jest ukryte w powieści. Trzeba ją umieć czytać i widzieć coś więcej. Staram się z moimi spostrzeżeniami dotrzeć do widza.