Polski teatr przypomina przedzaborowy sejmik, w którym wszyscy wszystkim zarzucają wszystko co najgorsze, a nawet działalność na rzecz obcych mocarstw. Teatralnych rzecz jasna.
Pełno jest proroków, którzy ogłaszają się jedynymi zbawcami, a bywają makabrycznymi egomaniakami myślącymi wyłącznie o własnym interesie. Dwie partie, postępowa i konserwatywna, podzielona na mniejsze klany, grają „Zemstę" hrabiego Fredry.
Hańba!
Gdyby żył Jerzy Koenig, wieloletni dyrektor Teatru TV, tonowałby pewnie napiętą atmosferę, stwierdzając, jak zwykle z przekąsem, że odkąd pamięta, w teatrze mówiło się wyłącznie o kryzysie i o tym, jak bywało wspaniale. Czekajmy więc na czasy, kiedy uczestnicy teatralnej burzy w szklance wody z rozrzewnieniem będą wspominać demonstracje na „Do Damaszku" Jana Klaty, bo okrzyk „Hańba!" już teraz stał się kultowy. To ulubione zawołanie w świecie teatralnym, sparodiowane w „Kronosie" Krzysztofa Garbaczewskiego.
Przykre jest tylko to, że Polacy i media interesują się artystami wyłącznie wtedy, gdy dochodzi do skandalu. Na co dzień wyrzuca się na margines nawet Gustawa Holoubka i Tadeusza Łomnickiego, którym po cichu odebrano tytuły patronów dwóch stołecznych scen. Zamiast o jakości spektakli o tzw. homolobby dyskutowali więc Joanna Szczepkowska, Grzegorz Małecki, a także Maciej Nowak. Zasłużony założyciel Instytutu Teatralnego w sporym zamieszaniu zakończył drugą kadencję, a po gorąco dyskutowanym konkursie – zastąpi Nowaka Dorota Buchwald.