Moja jedyna miłość

Ian Gillan - wokalista Deep Purple ?o nieprzemijającej modzie na rocka ?w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem.

Aktualizacja: 12.02.2014 15:53 Publikacja: 12.02.2014 07:20

Moja jedyna miłość

Foto: materiały prasowe

Rz: Jakim uczuciem był powrót do nagrywania płyt? Osiem lat dzieli „Now What?!" od ostatniego studyjnego albumu Deep Purple.

Ian Gillan:

Deep Purple to zespół, który nieustannie koncertuje. Każdego roku mamy tak dużo zaproszeń z całego świata, że dużą ich część musimy odrzucić, by móc spędzać czas z rodziną i przyjaciółmi. Nagrywając „Now What?!", wróciliśmy do korzeni Deep Purple. Nowe utwory pisaliśmy w taki sam sposób jak pod koniec lat 60. To było wspaniałe doświadczenie. Myślę, że powstała jedna z najlepszych płyt w naszej karierze.

Przed nagraniem „Now What?!" członkowie Deep Purple mówili, że to ostatni album grupy.

Ja nigdy czegoś takiego nie powiedziałem. Możliwe, że ktoś źle przytoczył słowa jednego z muzyków. Na pewno nie wybieram się na emeryturę.

Czuje się pan jak rockowy bóg?

Proszę zapytać moje żony i dzieci, czy jestem bogiem rocka. Cieszę się, że ludzie wciąż żywo reagują na naszą muzykę.

Jak wygląda proces twórczy Deep Purple?

Zaczynamy w południe. Siadamy do stołu w kuchni, pijemy herbatę, rozmawiamy. Opowiadamy sobie, co się u nas wydarzyło. Żartujemy. Każdy pyta innych, jak żona, dzieci, wnuki, psy, koty, samochody, ulubione drużyny piłkarskie itd. Kiedy już się nagadamy, atmosfera staje się maksymalnie rodzinna i rozluźniona, zaczynamy grać. Rodzą się pomysły, riffy, odpowiednie układy akordów, melodie itd. Jamujemy jak za starych czasów. Później wchodzimy do studia, w którym siedzimy do szóstej wieczorem. Rejestrujemy najlepsze pomysły. Szlifujemy je. A następnego dnia odsłuchujemy, co nagraliśmy, i majstrujemy przy tym do momentu, w którym osiągamy satysfakcjonujący rezultat. W połowie grania robimy przerwę na obiad, kawę, herbatę.

Dlaczego w ogóle zajął się pan muzyką rockową?

Muzyka zawsze była obecna w moim domu. Ojciec zajmował się śpiewaniem, wujek był pianistą jazzowym. W chórze kościelnym byłem sopranem. Pewnego dnia zapragnąłem grać w zespole. Musiałem znaleźć dobrego gitarzystę. U mamy w domu zrobiłem przesłuchanie sześciu gitarzystom. Sam całkiem nieźle grałem na perkusji. Zajadaliśmy się ciastkami i hałasowaliśmy do woli. Chciałem szybko się usamodzielnić, ale nie miałem pieniędzy, więc za wynajęcie pokoju płaciłem występami swojego zespołu. Od samego początku nic nie przynosiło mi tyle radości, co tworzenie i wykonywanie muzyki. Tylko kiedy śpiewam na scenie, czuję się naprawdę wolny, również od wytwórni płytowej, agentów, menedżerów, dziennikarzy. To wspaniałe uczucie, kiedy jesteś tylko ty, muzyka i publiczność. Występowanie jest najwspanialszą rzeczą, którą w życiu robiłem.

Ludzie wciąż czekają na  występy Led Zeppelin, Black Sabbath i Deep Purple. Skąd ta nostalgia za rockiem lat 60. i 70.?

Świat się zmienia, zmieniają się muzyczne mody, a my wciąż oferujemy ludziom dobrego sprawdzonego rocka. Jednak myliłby się ten, kto sądzi, że zawsze gramy to samo i w ten sam sposób. Deep Purple nigdy nie gra tak samo danej piosenki na koncercie. Improwizujemy, wprowadzamy nowe kombinacje akordów. Koncerty Deep Purple nie są wielkimi produkcjami. Nigdy nie stawialiśmy na wielki show, ale na muzykę i brzmienie. Na scenie wciąż jesteśmy nie do pobicia. Nie słyszałem jeszcze „13" Black Sabbath. Spakowałem płytę do plecaka, żeby posłuchać podczas trasy koncertowej.

Nagrał pan kiedyś płytę z Black Sabbath. Jakim doświadczeniem było stworzenie „Born Again"?

Wspaniałym. Kocham Tony'ego Iommiego. Jest jednym z moich najbliższych przyjaciół. Zdarza się nam czasem razem pograć. Ale nie sądzę, żebym kiedykolwiek jeszcze wszedł na scenę jako wokalista Black Sabbath. Jestem bardzo szczęśliwy z Deep Purple. Rok z Black Sabbath był najbardziej szalonym rokiem w moim życiu. Trudnym do przeżycia, jeśli wie pan, co chcę powiedzieć (śmiech).

Jak doszło do tego, że głos Deep Purple stał się wokalistą Black Sabbath?

Przez przypadek. Któregoś wieczora poszedłem na piwo z Tonnym Iommim i Geezerem Butlerem. Upiliśmy się do nieprzytomności, a kiedy obudziłem się rano, okazało się, że jestem wokalistą Black Sabbath. Zgodziłem się tylko dlatego, że nie miałem nic lepszego do roboty. Poróżniłem się z Deep Purple, a właściwie z Ritchiem Blackmore'em. Mniej więcej w tym samym czasie wokalistą Black Sabbath przestał być Ronnie James Dio. Początkowo nie mieliśmy występować pod szyldem Black Sabbath, ale wytwórnia zdecydowała za nas. Pamiętam, że ludzie byli skonsternowani, widząc wokalistę Deep Purple za mikrofonem w Black Sabbath. Ale uważam, że nagraliśmy razem dobrą płytę. Może mogłaby brzmieć lepiej, ale „Born Again" nikomu wstydu nie przyniosła. Granie w Black Sabbath to był chwilowy romans. Wspaniały czas, ale szybko chciałem wrócić do mojej jedynej miłości, którą jest Deep Purple. Czasem w wyniku błędów rodzą się ciekawe kombinacje.

Czy nie ma szans na wspólny występ Ritchiego Blackmore'a z Deep Purple?

Ritchie Blackmore to moja była żona. W obecnym małżeństwie jestem najszczęśliwszy. Nie interesują mnie powroty do przeszłości.

Rz: Jakim uczuciem był powrót do nagrywania płyt? Osiem lat dzieli „Now What?!" od ostatniego studyjnego albumu Deep Purple.

Ian Gillan:

Pozostało 97% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"