Jak Japończycy traktują Europejczyka, który zajmuje się ich historią?
Normalnie, Japonia wydaje się hermetyczna, głównie ze względu na barierę językową. Gdy się ją pokona, okazuje się, że to kraj bardzo otwarty. Spotykałem czołowych polityków, w Anglii takie kontakty byłyby dla mnie niedostępne. Nieprawdą jest też, że w Japonii panuje milczenie na temat ich zbrodni wojennych. Prowadzi się wnikliwe badania, a opracowania są dostępne w księgarniach.
Rzeczywiście jest to społeczeństwo zapracowane i zagonione, jak uważamy?
Absolutnie tak. Panuje wszechobecna mania planowania, co potęguje owo zagonienie. Uczestniczę w dziesiątkach spotkań i narad, bo obowiązuje odpowiedzialność zbiorowa. Dla nich to naturalne, ja miewam poczucie straty czasu. Ma to jednak i dobre strony, bo wszystko jest dokładnie ułożone, pociągi chodzą punktualnie, jeśli mają minutę opóźnienia, pasażerowie są przepraszani. Życie jest więc bardzo wygodne, choć pozbawione spontaniczności.
Jest miejsce na indywidualność?
Spotka pan mnóstwo niesłychanie zdolnych ludzi, generalnie jednak ten system niszczy indywidualność. Studenci nie zadają pytań, nie chcą rzucać się w oczy, podważać autorytetów. Ale jest też wiele rzeczy uniwersalnych, żony wszędzie są zazdrosne, także w Japonii.
O książce
Zbiór opowiadań dwóch wybitnych pisarzy japońskich tworzących na początku XX w.
Wspólnym wątkiem są Chiny – kraj, który dla Japończyków stanowi przedmiot szacunku oraz źródło wiedzy, nauki i sztuki. Te opowieści o zwartej narracji można zaś czytać na wielu poziomach. Historię o poecie, który stał się tygrysem, czy o człowieku byku mieszają świat realny z fantastycznym. „Uczeń Konfucjusza" przybliża system wartości słynnego chińskiego filozofa. „Opowieść o mistrzu" udowadnia, że świat wirtualny już dawno temu wymyślili Chińczycy. Najbardziej fascynujące i niezwykłe jest jednak opowiadanie „Chrystus z Nankinu". —j.m.