Reklama

Manic Street Preachers - nowa płyta

Manic Street Preachers nagrali album świadczący ?o tym, że rockmani nie są zidiociałymi celebrytami - pisze Jacek Cieślak.

Publikacja: 21.07.2014 09:49

Manic Street; Preachers Futorology; Sony Music, CD, 2014

Manic Street; Preachers Futorology; Sony Music, CD, 2014

Foto: Rzeczpospolita

Należą do najsłynniejszych brytyjskich zespołów, choć Anglicy nie chcieli na początku traktować Walijczyków z Manic Street Preachers poważnie. Grupa miała problemy z przebiciem się w Londynie, ale dopięła swego. Stali się jedną z najciekawszych formacji przełomu lat 80. i 90.

I wtedy zdarzyła się historia, której do dziś nie można wytłumaczyć: w 1995 r. zaginął Richey Edwards, gitarzysta i autor intelektualnych, enigmatycznych tekstów zespołu. Co jakiś czas pojawiały się sygnały świadczące o tym, że żyje, jednak w 2008 r. uznany został za zmarłego.

Czas, kiedy muzycy nie wiedzieli nic o jego losach, okazał się okresem próby, który przeszli pomyślnie. Zawiesili działalność, ale wznowili ją po namowach rodziny Edwardsa.

Stres podziałał mobilizująco: płyty „Everything Must Go" i „This Is My Truth Tell Me Yours" biły rekordy powodzenia. Na najnowszej płycie trio pokazuje, że muzyka rockowa daje szansę nie tylko na karierę, ale też na krytykowanie obłudy. Walijczycy nie uderzają się w cudze piersi, zaczynają rozliczenie od siebie.

„The Next Jet To Leave Moscow" pokazuje świat z dwóch perspektyw, które pozornie ze sobą się nie łączą. W drapieżnej opowieści pojawia się rosyjski komuch przebrany w szatki biznesmena, a także gwiazda pop, która nie ma problemu, żeby zagrać na placu Czerwonym, chociaż wie, że pieniądze, jakie tam zarobi, są brudne. Manic Street Preachers szydzą z artystów, którym wszystko jedno, czy koncertują dla fanów, czy dyktatorów. Także z siebie, bo nie są wolni od grzeszków.

Reklama
Reklama

Walijczycy wyrastają ponad przeciętność współczesnych zespołów, o czym świadczy zagrany z furią instrumentalny „Mayakowsky". Przypomnienie postaci poety zamordowanego na zlecenie Stalina jest chyba jedną z odsłon coraz bardziej doskwierającej Brytyjczykom bezwzględności rosyjskiego biznesu na ich rynku.

W „Europa Geht Durch Mich" wystąpiła niemiecka wokalistka Nina Hoss. Razem z Walijczykami ironizuje na temat integracji kontynentu, która bywa powierzchowna, bo niuansów kulturowych nie da się przełożyć tak jak haseł reklamowych. Piosenka „Sex, Power, Love And Money" nawiązuje zaś do najlepszych tradycji glam rocka w stylu grupy Slade.

Jacek Cieślak

Kultura
Sztuka 2025: Jak powstają hity?
Kultura
Kultura 2025. Wietrzenie ministerialnych i dyrektorskich gabinetów
Kultura
Liberum veto w KPO: jedni nie mają nic, inni dostali 1,4 mln zł za 7 wniosków
Kultura
Pierwsza artystka z niepełnosprawnością intelektualną z Nagrodą Turnera
Kultura
Karnawał wielokulturowości, który zapoczątkował odwilż w Polsce i na świecie
Materiał Promocyjny
Działamy zgodnie z duchem zrównoważonego rozwoju
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama