Reklama

Zmarł legendarny twórca free jazzu Ornette Coleman

Saksofonista, trębacz, skrzypek, kompozytor Ornette Coleman zmarł dziś w Nowym Jorku, miał 85 lat.

Aktualizacja: 11.06.2015 22:51 Publikacja: 11.06.2015 22:22

Zmarł legendarny twórca free jazzu Ornette Coleman

Foto: ROL

Przyczyną śmierci wielkiego muzyka i wizjonera muzyki improwizowanej był atak serca, podała jego rodzina.

Ornette Coleman był twórcą free-jazzu, muzyki, która tak bardzo różniła się od tego, co inni jazzmani grali w latach 50., ze potrzeba było kilku lat, żeby oswoili się z tą koncepcją inni muzycy i jeszcze kilku, żeby zaakceptowali ją słuchacze i krytycy. Jazz byłby uboższy gdyby nie miał tak wielkich twórców, jak Duke Ellington, Miles Davis czy Johna Coltrane. Ale trudno sobie wyobrazić, jak brzmiałby jazz współczesny, gdyby nie było Ornette'a Colemana. Z pewnością inaczej, bowiem Coleman grał inaczej niż wszyscy jazzmani jego epoki. Trudno nawet mówic, ze wyprzedził jakąś epokę. Ona mogłaby nie nadejść, gdyby pewnych drzwi nie otworzył Ornette. Właściwie on ich nie otworzył, one je wyważył.

Był początek lat 40. ubiegłego wieku, kiedy w Nowym Jorku zaczął być popularny be bop i szybko grający na saksofonie Charlie Parker. Te dźwięki usłyszał w radiu nastoletni Ornette i tak go zafascynowały, że zapragnął nauczyć się gry na tym instrumencie. Ale jego matka, która sama go wychowywała, nie miała pieniędzy. Chłopak odkładał więc zarobione na czyszczeniu butów pieniądze. Kiedy miał 15 lat matka kupiła mu saksofon altowy. Studiował samouczek do gry na pianinie, bo taki wpadł mu w ręce. Grywał z lokalnymi zespołami rhythmandbluesowymi. Jednak muzycy nie lubili z nim występować. Uważali, że fałszuje, że nie rozumie, na czym polegają zmiany akordów leżące u podstaw jazzowej improwizacji. Lider wręcz zakazał grać mu solówki. Wtedy Ornette zrozumiał, ze gra inaczej niz wszyscy.

- Grając w różnych zespołach szukałem brzmień, harmonii, po których byłbym rozpoznawany - powiedział w rozmowie z „Rzeczpospolitą" przed koncertem w Bielsku-Białej. Już w dzieciństwie, kiedy tylko słuchałem radia, zwracałem uwagę na to, czym gra jednego saksofonisty różni się od drugiego. Gdy sam zacząłem komponować, starałem się znaleźć właściwą dla mnie formę ekspresji. Zobaczyłem wtedy wyraźnie, jak bardzo moja muzyka różni się od innych.

Zaczął szukać jazzmanów, z którymi mógłby realizować własne pomysły. Trafił na trębacza Dona Cherry'ego, basistę Charliego Hadena oraz perkusistów: Eda Blackwella i Billy'ego Higginsa. Niewiele występowali, większość czasu spędzając na próbach.

Reklama
Reklama

- Szybko staliśmy się tak kreatywną grupą, jakiej nie słyszałem nigdy później - mówił Coleman. Miałem wówczas dużo czasu na komponowanie. Na każdą próbę przynosiłem nowy materiał. Nasze podejście do artystycznej kreacji było unikalne.

Tylko nieliczni muzycy odkrywali w grze zespołu Coelmana nowe brzmienia. Przełom nastąpił, gdy pianista cenionego zespołu Modern Jazz Quartet John Lewis nazwał muzykę Colemana „jedyną nową rzeczą od czasu Charliego Parkera". Lewis zaprosił Colemana i Cherry'ego do Nowego Jorku na seminarium, gdzie przedstawił go szefowi Atlantic Records Nesuhi Ertegunowi poszukującemu nowych artystów.

Atlantic wydał dziewięć kolejnych płyt Colemana w ciągu trzech lat. Na trzeciej „The Shape of Jazz To Come" (1959) znalazła się znakomita kompozycja „Lonely Woman", która stała się jednym z najczęściej granych standardów.

Ornette Coleman gościł w Polsce na festiwalach Jazz Jamboree w latach 1971, 1984 i 1993. Zagrał na Warsaw Summer Jazz Days w 2007 r. i na Jazzowej Jesieni w Bielsku-Białej rok później. Odwołał planowany koncert na festiwalu Jazztopad 2012 we Wrocławiu. Niesamowitym wydarzeniem w bielskim kościele pw. św. Maksymiliana Kolbego było zaproszenie na scenę dwóch 10-letnich chłopców, uczniów szkoły muzycznej, którym dał swoje instrumenty i zachęcił do gry ze swoim zespołem. Oczywiście wyszedł z tego oryginalny free jazz.

Za wydany w 2007 r. album „Sound Grammar" otrzymał Nagrodę Pulitzera w dziedzinie muzyki, jako drugi w historii jazzman, po Wyntonie Marsalisie. Wręczono mu nagrodę Grammy za całokształt i Miles Davis Award.

Nie przepadałem za free-jazzem, ale kiedy usłyszałem na Jazz Jamboree 1984 elektryczny zespół Ornette'a Coleman z dwoma perkusistami, dwoma basistami i dwoma gitarzystami, dałem się przekonać do muzyki, która otwiera wyobraźnię na nowe doznania.

Reklama
Reklama

Ornette Colema był niezwykle ciepłą osobą. Po koncercie w Bielsku przez 40 minut podpisywał płyty, rozmawiał z fanami.

Powiedział mi kiedyś słowa, które pamiętam do dziś: „Brzmienie jest sygnałem uniwersalnym, nadaje sens naszemu życiu, odróżnia nas od innych. Pozwala rozpoznać co myślimy, a nam samym określić się. Dzięki temu rozumiemy siebie coraz lepiej".

Kultura
Sztuka 2025: Jak powstają hity?
Kultura
Kultura 2025. Wietrzenie ministerialnych i dyrektorskich gabinetów
Kultura
Liberum veto w KPO: jedni nie mają nic, inni dostali 1,4 mln zł za 7 wniosków
Kultura
Pierwsza artystka z niepełnosprawnością intelektualną z Nagrodą Turnera
Kultura
Karnawał wielokulturowości, który zapoczątkował odwilż w Polsce i na świecie
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama