Przyczyną śmierci wielkiego muzyka i wizjonera muzyki improwizowanej był atak serca, podała jego rodzina.
Ornette Coleman był twórcą free-jazzu, muzyki, która tak bardzo różniła się od tego, co inni jazzmani grali w latach 50., ze potrzeba było kilku lat, żeby oswoili się z tą koncepcją inni muzycy i jeszcze kilku, żeby zaakceptowali ją słuchacze i krytycy. Jazz byłby uboższy gdyby nie miał tak wielkich twórców, jak Duke Ellington, Miles Davis czy Johna Coltrane. Ale trudno sobie wyobrazić, jak brzmiałby jazz współczesny, gdyby nie było Ornette'a Colemana. Z pewnością inaczej, bowiem Coleman grał inaczej niż wszyscy jazzmani jego epoki. Trudno nawet mówic, ze wyprzedził jakąś epokę. Ona mogłaby nie nadejść, gdyby pewnych drzwi nie otworzył Ornette. Właściwie on ich nie otworzył, one je wyważył.
Był początek lat 40. ubiegłego wieku, kiedy w Nowym Jorku zaczął być popularny be bop i szybko grający na saksofonie Charlie Parker. Te dźwięki usłyszał w radiu nastoletni Ornette i tak go zafascynowały, że zapragnął nauczyć się gry na tym instrumencie. Ale jego matka, która sama go wychowywała, nie miała pieniędzy. Chłopak odkładał więc zarobione na czyszczeniu butów pieniądze. Kiedy miał 15 lat matka kupiła mu saksofon altowy. Studiował samouczek do gry na pianinie, bo taki wpadł mu w ręce. Grywał z lokalnymi zespołami rhythmandbluesowymi. Jednak muzycy nie lubili z nim występować. Uważali, że fałszuje, że nie rozumie, na czym polegają zmiany akordów leżące u podstaw jazzowej improwizacji. Lider wręcz zakazał grać mu solówki. Wtedy Ornette zrozumiał, ze gra inaczej niz wszyscy.
- Grając w różnych zespołach szukałem brzmień, harmonii, po których byłbym rozpoznawany - powiedział w rozmowie z „Rzeczpospolitą" przed koncertem w Bielsku-Białej. Już w dzieciństwie, kiedy tylko słuchałem radia, zwracałem uwagę na to, czym gra jednego saksofonisty różni się od drugiego. Gdy sam zacząłem komponować, starałem się znaleźć właściwą dla mnie formę ekspresji. Zobaczyłem wtedy wyraźnie, jak bardzo moja muzyka różni się od innych.
Zaczął szukać jazzmanów, z którymi mógłby realizować własne pomysły. Trafił na trębacza Dona Cherry'ego, basistę Charliego Hadena oraz perkusistów: Eda Blackwella i Billy'ego Higginsa. Niewiele występowali, większość czasu spędzając na próbach.