Film, którego współautorem jest Mateusz Dederko, opowiada historię z życia schroniska św. Alberta, którego dyrektor postanowił zdobyć środki finansowe na remont swojej placówki w niecodzienny sposób – oferując chętnym naukę życia w bezdomności w zamian za dowolną opłatę. Z Henrykiem Dederką rozmawia Małgorzata Piwowar.
"Rzeczpospolita": To pana kolejny, trzeci dokument z cyklu: "Witajcie w...". Dlaczego uznał pan tym razem, że bezdomność jest atrakcyjnym tematem na film?
Henryk Dederko, reżyser: Zawsze interesowałem się tematyką społeczną. Historia tego filmu zaczęła się jak zwykle od reportażu w gazecie opowiadającego o osobach z establishmentu, które w ramach eksperymentu wybierają sobie zawód bezdomnego, by wzbogacić się wewnętrznie i pomedytować. Miałem sfilmować tę historię, ale były kolizje co do terminów.
...aż trafił pan do schroniska św. Alberta, którego dyrektor postanowił zdobyć środki finansowe na remont swojej placówki w niecodzienny sposób.
Tak. Zaoferował chętnym naukę życia w bezdomności w zamian za dowolną opłatę. Chyba zareagował na wezwanie naszego systemu zachęcającego do radzenia sobie samemu, czyli proponującego formułę: całkowita obojętność i kompletny brak współczucia. Dlatego pewnie dyrektor Jerzy Czapla pomyślał o samofinansowaniu się. Kiedy dotarła do mnie ta informacja - udałem się do niego.
Wielu chętnych się zgłosiło?
- Rozczarowujące było, że tak niewielu, mimo że informacja rozpropagowana była we wszystkich mediach i lokalnych i ogólnopolskich. A zgłosiło się kilka osób, w tym dwóch dziennikarzy. Początkowo zainteresowanie tym projektem wyraziło więcej ludzi, ale w miarę jak się dowiadywali na czym ma on polegać i niektórzy zobaczyli jak wygląda schronisko - wycofywali się.
Co ich najbardziej zniechęcało?
Oferta wyglądała na eskapadę heroiczną ze sztuką przetrwania, zdobywaniem żywności i grzebaniem w śmietnikach w tle. Wyobrażali sobie pewnie, że będzie to rodzaj surviwalu. Przygody. I będzie można dowiedzieć się czegoś więcej o samym sobie. Oczekiwali romantycznego przedsięwzięcia. Kiedy dowiadywali się więcej -tracili zapał. W efekcie dyrektor schroniska uzbierał 900 złotych zamiast potrzebnych 60 tysięcy.