Korespondencja z Krakowa
Dwie strony pianisty Herbiego Hancocka – akustyczną i elektroniczną – poznała krakowska publiczność Letniego Festiwalu Jazzowego. A dwa tysiące słuchaczy zgotowało wielkiemu pianiście owację na stojąco w podziękowaniu za solowy występ w Centrum Kongresowym ICE Kraków.
Sala była wypełniona do ostatniego miejsca. Herbie Hancock przyleciał do Europy tylko na cztery solowe recitale. Występ w Krakowie był pierwszy, a ponieważ, jak sam przyznał się organizatorom, nie grał solo od roku, poprosił o długą próbę przed koncertem. Rozgrzewał się dwie godziny. Ustawiał też po swojemu wypożyczoną od polskiego pianisty Pawła Tomaszewskiego elektroniczną klawiaturę Korg Kronos X.
- Występowałem już w Polsce, ale nigdy wcześniej w Krakowie – przywitał się z publicznością.
Stanął pomiędzy klawiaturą fortepianu i Korga, zastanawiając się, od której zacząć koncert. Już usiadł do elektronicznej, ale nim dotknął klawiszy, zmienił zdanie. Po nastrojowym wstępie zagrał kilka taktów tematu „Footprints" Wayne'a Shortera. Momentami grał równocześnie na obu klawiaturach, ale główny temat najlepiej brzmiał na fortepianie. Chwytliwą melodię przerobił nie do poznania, a właściwie ogrywał ją akordami na sto sposobów. Ta pasjonująca podróż przez historię jazzowej pianistyki, którą Hancock sam tworzył, trwała pół godziny. Była to rozkosz dla tych, którzy lubią rytmiczne zmiany i zaskakujące harmonie.
- To była kompozycja mojego przyjaciela Wayne'a Shortera, w mojej wersji, którą zatytułuję „8:40 Evening in Cracow" – powiedział Hancock.
Następnie usiadł do elektronicznego instrumentu, by wyczarowywać najróżniejsze efekty: od wiatru i echa odbijającego się od ścian do brzmień perkusyjnych, gwizdów i klaksonu, który wywołał wesołość na sali. Jakby mu tego było mało, wydobywał z pamięci laptopa głosy męskie i żeńskie i przetwarzał je. Wreszcie imitował dźwięk harfy modyfikując go na swój sposób.
- To szalona zabawka – skwitował swój popis.