To oczywiście przypadek, a właściwie tak zdecydował los. W losowaniu kolejności występów wyciągnięto bowiem literę „b" i to od niej zaczęła się kręcić konkursowa karuzela. A w ułożonej alfabetycznie ułożonej stawce jest akurat trzech Polaków z dużym „B" w nazwisku.
Na pytanie, które pojawia się w każdym konkursie – Czy lepiej jest zagrać na początku czy na końcu pierwszego etapu? – nie ma oczywiście jednoznacznej odpowiedzi. Jedni wolą mieć od razu występ za sobą, inni uważają, że dobrze jest zaprezentować się wtedy, gdy jury już nieco zorientuje się w umiejętnościach uczestników. Jedno wszakże nie ulega wątpliwości, na tych pierwszych uczestnikach szczególnie koncentruje się uwaga publiczności, spragniona konkursowej rywalizacji.
Tymoteusz Bies mówił więc po losowaniu kolejności, że czuje się trochę tak, jakby spoczywała na nim narodowa odpowiedzialność. I jest w tym stwierdzeniu sporo racji. Z każdym dniem publiczność będzie zyskiwać ,kolejnych ulubieńców w dniu inauguracji najważniejszy jest ten pianista, który zagra pierwszy.
Ich trzech, którzy jako najwcześniej zaprezentowali się spośród piętnastu Polaków dopuszczonych do udziału w tegorocznej rywalizacji, łączy jedno: niedawno lub stosunkowo niedawno skończyli dwadzieścia lat. To dobry wiek na konkurs, po dwudziestym piątym roku życia trudno odnieść błyskotliwy sukces, jeśli nie udało się tego zrobić wcześniej.
W muzycznych interpretacjach są jednak bardzo różni. Najmłodszy, 20-letni Tymoteusz Bies, student Akademii Muzycznej w Katowicach, gra z młodzieńczą świeżością. Nokturn H-dur op. 9 odczytał jakby z lekką beztroską, charakterystyczną właśnie dla młodego człowieka. Zabrzmiało to interesująco, ale czy spodoba się chopinowskim purystom?