Rzeczpospolita: Najpierw elektroniczno-popowe Kombii, potem rockowe O.N.A., a w międzyczasie jeszcze inne projekty. To duża muzyczna rozpiętość. Jak bardzo Trójmiasto i jego specyfika wpłynęły na twoją twórczość?
Grzegorz Skawiński: Nie da się, żeby nie wpłynęły, bo ta atmosfera, ci ludzie, których spotkałem, te środowiska, to wszystko miało ogromny wpływ na to, kim jestem dzisiaj. Też poniekąd na jakąś kilkutorowość mojej kariery muzycznej, bo takie różne odbicia od Kombii do Skawalkera, O.N.A to przecież zupełnie różne światy muzyczne. Trójmiasto jest kosmpolityczne i ja też mam taką głowę rozchwianą, bo nagrywałem z jednej strony riffy do „Scyzoryka" Liroya, z drugiej strony z zespołem jazzowym Walk Away i Bernardem Maselim jazzowe wersje Chopina. Grałem też z Acid Drinkers czy zespołem Vader, więc zupełne ekstremalne rzeczy. I to jest właśnie ciekawe, że Trójmiasto to powoduje, ten tygiel, kocioł, bo przecież tu ciągle coś się dzieje. Życie artystyczne w wielu wymiarach, malarstwo, rzeźba, wernisaże. Ciekawe i dobre rzeczy.
Nie ciągnęło cię do Warszawy? Chyba łatwiej jest skutecznie działać w biznesie muzycznym, mieszkając właśnie tam?
Okazuje się, że nam – czyli zespołowi Kombii czy zespołowi O.N.A. – to, że mieszkaliśmy w Trójmieście, w niczym nie przeszkodziło. Było wprost przeciwnie, bo jak pojawialiśmy się „na salonach" w Warszawie, to byliśmy zawsze atrakcją. Nie byliśmy tacy powycierani, znudzeni, obciskani i znani przez wszystkich. Jak stąd przyjedziesz, to wzbudzasz tam ciekawość. Jak się pojawisz w jakimś klubie, to patrzą ze zdziwieniem, że UFO wylądowało, że przyjechał ktoś, kto się nie szlaja ciągle po tych samych miejscach. Właśnie dlatego uważam, że Trójmiasto jest po prostu fantastyczne. Nie wyobrażam sobie w ogóle, że mógłbym się przenieść do Warszawy. Przecież jak zrobiliśmy już tzw. karierę, pojawiły się możliwości finansowe, żeby tam się przenieść, a jednak nikt z nas nie zdecydował się na taki ruch. Ja już na pewno się nie zdecyduję. Jestem tutaj przylepiony jak huba i tak się trzymam.
No, ale chyba jakieś plany warszawskie kiedyś jednak były...