Reklama

Weterani w formie

– Wolność jest podstawą rocka – mówi basista grupy Judas Priest Ian Hill.

Publikacja: 03.12.2015 20:00

Judas Priest, brytyjska grupa działająca od 1969 roku, sprzedała już ponad 50 mln płyt. Najnowszą pr

Judas Priest, brytyjska grupa działająca od 1969 roku, sprzedała już ponad 50 mln płyt. Najnowszą promuje obecną trasą koncertową. 10 grudnia w gdańskiej Ergo Arenie wystąpi na jedynym koncercie w Polsce. Na zdjęciu od lewej: Ian Hill, Scott Travis, Rob Halford, Richie Faulkner i Glenn Tipton

Foto: materiały prasowe

Rzeczpospolita: Wasza nowa płyta „Redeemer of Souls" została bardzo dobrze przyjęta przez krytyków i fanów. Jak to jest wrócić na szczyt?

Ian Hill: Wspaniale. Bardzo sobie cenimy polską publiczność, która na naszych koncertach reaguje niezwykle żywiołowo. Mamy wiele szacunku dla Polaków i historii Polski. Zagramy teraz nasze klasyczne utwory pomieszane z materiałem z nowej płyty.

Kilka lat temu w katowickim Spodku zaskoczyliście wykonaniem „Diamonds & Rust" Joan Baez i „The Green Manalishi" Fleetwood Mac.

Judas Priest wywodzi się z bluesa i folku. Świadczy o tym choćby nasza nazwa, zaczerpnęliśmy ją z piosenki Boba Dylana „The Ballad of Frankie Lee and Judas Priest". Bardzo cenimy repertuar wczesnego bluesowego Fleetwood Mac. A „Diamonds and Rust" nagraliśmy na płycie „Sin After Sin". Nasza studyjna wersja jest dużo szybsza, ale na koncertach wykonujemy ją jak balladę folkową bliższą oryginałowi Joan Baez. Lubimy zaskakiwać publiczność.

Jakie są korzenie zespołu?

Reklama
Reklama

Powstał w 1969 roku, kiedy na muzycznej scenie królowali Jimi Hendrix, Cream czy John Mayall & the Bluesbreakers. Byłem wielkim fanem wszystkiego, co robił Jack Bruce z Cream. Do dzisiaj uważam, że to najwybitniejszy basista w historii muzyki. W młodości chciałem być taki jak on i grać jak on. Blues legł u podstaw Judas Priest.

Pański ojciec był jazzmanem i też grał na basie. Zaraził pana miłością do muzyki?

Ojciec był moim pierwszym idolem, ale zmarł, gdy miałem 15 lat. Ta strata była dla mnie ciosem. Zostawił po sobie gitarę basową, na której nauczyłem się grać. Nie chciałem jednak go naśladować. Mój syn również jest basistą i nie stara się mnie naśladować. W moim życiu wszystko się zmieniło, kiedy poznałem twórczość Hendrixa i Claptona. Jazz był wtedy niezwykle skomplikowany. Wiedziałem, że szybko nie będę potrafił grać tak złożonej muzyki. Mobilizacją był też sukces Black Sabbath, którzy pochodzili z naszego miasta, z Birmingham. Od czasu, kiedy postanowiłem zająć się profesjonalnie muzyką, mija właśnie pół wieku.

Dzisiaj Judas Priest są prekursorami heavy metalu.

Obok Black Sabbath.

Mimo tylu lat na scenie wciąż koncertujecie i nagrywacie. Nie dokucza wam zmęczenie?

Reklama
Reklama

Reakcje na ostatni album „Redeemer of Souls" dodały nam mocy. Udało nam się nie tyle wrócić do naszych korzeni, ile zaprezentować wszystkie odcienie Judas Priest. Słuchamy nowych zespołów rockowych, idziemy z duchem czasu, pozostając sobą.

Pierwszy wasz album, „Rocka Rolla" z 1974 r., właściwie nie ma nic wspólnego z tym, co gracie dzisiaj.

Piosenki z „Rocka Rolla" są całkiem dobre, ale producent Rodger Bain zmarnował naszą pracę. Wydawało nam się, że jest świetnym wyborem, pracował z Black Sabbath, dodatkowo był niedrogi, a my nie mieliśmy pieniędzy. On kompletnie pogrzebał nasze piosenki. Dostaliśmy nauczkę i przy kolejnych płytach mieliśmy większą kontrolę nad muzyką i produkcją. Z płyty na płytę próbowaliśmy stawać się lepsi, znaleźć unikatowe brzmienie i styl. W końcu się udało. Nie sądzę, żeby dzisiaj ktokolwiek mógł pomylić Judas Priest z jakimkolwiek zespołem.

Najbardziej klasycznym albumem Judas Priest jest „British Steel". Okładkę zaprojektował Polak – Rosław Szaybo.

Pracował wtedy w CBS Records i zaprojektował wiele okładek dla takich artystów, jak Santana czy Elton John. „British Steel" jest naszą najpopularniejszą płytą również dzięki charakterystycznej okładce. Co prawda nie jest to mój ulubiony krążek, ale to chyba nasza najlepsza okładka. Największym dokonaniem Judas Priest jest ostatnia płyta, „Redeemer of Souls". Bardzo też cenię krążek „Defenders of the Faith".

A co pan dzisiaj sądzi o „Jugulator" i „Demolition", dwóch płytach Judas Priest nagranych z innym wokalistą?

Reklama
Reklama

Przechodziliśmy bardzo trudny czas po odejściu Roba Halforda. Tim Owens był najlepszym wokalistą, jakiego mogliśmy sobie wymarzyć na jego miejsce. Miał duży wkład w powstanie dwóch naszych płyt i pomógł nam przetrwać. To jeden z najbardziej utalentowanych wokalistów, jakich spotkałem w życiu.

Na podstawie losów Owensa i Judas Priest powstał film „Rock Star" z Markiem Wahlbergiem i Jennifer Aniston.

To dobry film, ale nie sądzę, żeby opowiadał o naszym zespole. To historia utalentowanego wokalisty, który grając w cover bandzie, dostaje wielką szansę od zespołu, którego piosenki wykonywał, co rzeczywiście zaczerpnięto z naszych losów. Reszta jest hollywoodzką bajką.

Czy Judas Priest stracili wielu fanów, gdy Rob Halford przyznał publicznie, że jest gejem?

Dla nas jego wyznanie nie było zaskoczeniem, ale wielu fanów zaskoczyło. To był jeden z pierwszych coming outów w muzyce popularnej i pierwszy w świecie ciężkiego rocka. Dzięki temu fani rocka stali się bardziej tolerancyjni. Wolność jest podstawą muzyki rockowej.

Reklama
Reklama

Wielokrotnie zapowiadaliście koniec kariery. Czy to ostatnia trasa koncertowa?

Nie sądzę. Jesteśmy w dobrej formie. Na całym świecie chcą nas słuchać. Jeszcze trochę pogramy.

Kultura
Żywioły Billa Violi na niezwykłej wystawie w Toruniu
Kultura
Po publikacji „Rzeczpospolitej” znalazły się pieniądze na wydanie listów Chopina
Kultura
Artyści w misji kosmicznej śladem Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego
Kultura
Jan Ołdakowski: Polacy byli w powstaniu razem
Kultura
Jesienne Targi Książki w Warszawie odwołane. Organizator podał powód
Materiał Promocyjny
Nie tylko okna. VELUX Polska inwestuje w ludzi, wspólnotę i przyszłość
Reklama
Reklama