W porze lunchowej do zatoki hotelowej z hukiem wpłynęła łódź z sześcioma umundurowanymi mężczyznami i z powiewającą czarną flagą. Ludzie zaczęli krzyczeć i uciekać od stolików. Okazało się, że była to dość specyficznie wymyślona promocja marketu z superluksusowymi towarami. „Nie zamierzaliśmy udawać ataku terrorystów — stwierdził rzecznik prasowy firmy. — Jeśli kogoś przestraszyliśmy, to jest nam bardzo przykro”.

Ale reakcja hotelowych gości była zrozumiała, zwłaszcza, że przed festiwalem pojawiły się ostrzeżenia o możliwych atakach terrorystycznych na wybrzeżu Morza Śródziemnego. A A Cannes w czasie festiwalu przyjmuje  – jak podają władze miasta – nawet 200 tysięcy gości.

Nie jest tajemnicą, że przed imprezą jeden z szefów wytwórni Sony Pictures napisał do dyrekcji Carltona list: „Czy hotel podejmie dodatkowe kroki, żeby zapewnić gościom bezpieczeństwo?” i dodał, że nie miałby nic przeciwko temu, żeby w hallu hotelowym pojawiły się straże z psami.

Władze miasta zresztą wyraźnie wzmocniły ochronę. Pod koniec kwietnia Cannes przeszło specjalny trening w czasie symulowanego ataku. W czasie festiwalu poza silami policyjnymi spokoju strzeże dodatkowo 200 wyszkolonych antyterrorystów. Zainstalowano 500 kamer. Na ulicach można spotkać chodzących czwórkami, uzbrojonych w długą broń, żołnierzy z psami. O kontrolach przy wchodzeniu do Pałacu Festiwalowego nie warto nawet wspominać. To już nie jest sprawdzanie zawartości toreb i plecaków. Kontrolerzy zabierają krytykom i gościom wszystko: od małych nożyczek zaczynając na batonikach kończąc.

Ale, odpukać, festiwalowe życie toczy się jak zawsze. Co prawda mniej jest statków i jachtów w canneńskim porcie, w restauracjach, choć jest tłoczno, zawsze można znaleźć wolny stolik, a i tłum gapiów jakby nieco mniejszy, ale wciąż Cannes to Cannes. Orkiestra gra, magia kina działa.
A na Croisette czuje się już ogromny napływ weekendowych gości, którzy chcą z bliska obserwować zakończenie festiwalu.