Tegorocznym albumem "The Hope Six Demolition Project" brytyjska wokalistka i kompozytorka PJ Harvey osiągnęła pozycję liderki sceny niezależnej, idąc śladami wielkiej poprzedniczki Patti Smith. Od czasu, gdy debiutowała płytą "Dry" na początku lat 90., pielęgnuje wrażliwość przekonań społecznych, opartych na wrażliwości na biedę, cierpienie i wykluczenie.
"Poleciałam za granicę, mówiąc sobie: opiszę to, co widzę" – śpiewa PJ Harvey w piosence "The Orange Monkey" z najnowszego albumu. To klucz do całej płyty, choć warto wspomnieć, że rolę, którą sobie wyznaczyła, zdefiniowała na poprzedniej – "Let England Shake" (2011). Nazwała siebie "oficjalnym muzykiem wojennym", co jest oczywiście nawiązaniem do formuły korespondenta wojennego w dziennikarstwie.
Na poprzedniej płycie Angielka podjęła temat imperialnych wojen Wielkiej Brytanii, teraz przemierza świat i wzięła pod lupę problemy społeczne w oddalonych od Londynu zakątkach świata. W migawkach zapowiadających album obserwujemy ją, jak dociera do Kosowa, Afganistanu, ale i Waszyngtonu.
– Zbieranie informacji z drugiej ręki nie było tym, o czym chciałam pisać. Chciałam poczuć powietrze i zapach ziemi krajów, którymi byłam zainteresowana, spotkać się z ich mieszkańcami – powiedziała. – Bo kiedy piszę piosenkę, widzę konkretne obrazy: porę dnia, kolory, atmosferę. Zauważam zmianę światła, poruszające się cienie.
Intrygujące jest już zestawienie miejsc, jakie odwiedziła, bo cóż może łączyć kraje nawiedzone przez wojny i obce wojska, rozdzierane konfliktami religijnymi ze stolicą największego światowego mocarstwa? PJ Harvey nie chodziła jednak utartymi turystycznymi szlakami. Jest przecież dociekliwą reporterką muzyczną.