Wczorajsza, oficjalna, wieczorna projekcja „Zimnej wojny” była niebywałym sukcesem i nie ma w tym stwierdzeniu żadnej przesady. Dziesięciominutowe oklaski na stojąco. Dzisiaj po porannym pokazie prasowym też na sali wybuchły brawa. To rzadkie. Krytycy częściej buczą z niezadowolenia niż wpadają w euforię. Tym razem słychać było: „Magnifique!”, „Impressive”, „Wonderful”, „Pelicula estupenda!”, „Wunderbar”, „Oczeń charoszyj”. W najważniejszych gazetach branżowych, których dziennikarze widzieli film wcześniej, w Londynie czy Paryżu, ukazały się doskonałe recenzje. „Wspaniałe wyrafinowane kino”– napisała recenzentka „Screen International" Fionnuala Halligan. „Paweł Pawlikowski po „Idzie” pokazuje kolejne monochromatyczne, czyste studium Polski z połowy poprzedniego wieku. Pełen gwiazd, przesycony jazzem romans, który ma swój własny rytm”. Powtarzają się zachwyty nad kreacjami aktorów – Tomasza Kota, a przede wszystkim porywającej Joanny Kulig.
„Zimna wojna” jest drugim filmem, który Paweł Pawlikowski kręci w Polsce, i podobnie jak „Ida” osadzony jest w latach 50. i 60.
— Przeżyłem ponad czterdzieści lat poza krajem i ale nie bardzo wiem, jak tę dzisiejszą Polskę ugryźć. A Polska, w której wyrosłem, była ulepiona w latach 50. i 60. i bardzo wyrazista. Poza tym lubię osadzać swoje filmy w czasie, w którym historia zmusza ludzi do dramatycznych wyborów.
Nowy film jest opowieścią o miłości niemożliwej, która przydarzyła się w nieludzkich czasach. Matka Pawła Pawlikowskiego była tancerką w balecie. Gdy zaczęła mieć problemy ze zdrowiem, skończyła anglistykę i wykładała fonetykę angielską na Uniwersytecie Warszawskim. Ojciec był lekarzem. Oglądając „Zimną wojnę” Pawła Pawlikowskiego myślałam o tym co kiedyś mi opowiedział: — Byli fajną parą, a ich historia to materiał na film. Miłość moich rodziców narodziła się wśród gruzów powojennej Polski, w stalinizmie. Potem był ślub, dziecko. Ale rodzice rozeszli się. Oboje wyjechali z kraju. Osobno. Ojciec do Niemiec, matka do Anglii. Na Zachodzie jednak ich uczucie i przywiązanie odżyły. Pobrali się po raz drugi. I znowu były dramaty, i znowu do siebie wrócili. Na emigracji historia, język, wspólna przeszłość bardzo ludzi łączą.
Pawlikowski zadedykował film swoim rodzicom. — To moja laurka dla nich — powiedział mi w Cannes. — Ich relacja na wiele lat stała się dla mnie matrycą wszelkich związków.