Był to dopiero drugi w Polsce koncert zespołu tego najlepszego obecnie rosyjskiego jazzmana. Butman jest zapraszany na najważniejsze festiwale na świecie, grał dla prezydentów USA i Rosji, współpracował z Wyntonem Marsalisem, który był solistą jego big bandu. Nagrał też znakomity album „Magic Land” z Chickiem Coreą, Randym Breckerem, Johnem Patituccim i Jackiem DeJohnettem.
Już od pierwszych dźwięków saksofonu można było mieć pewność, że słuchamy rasowego jazzmana, który wypracował atrakcyjne dla słuchaczy, oryginalne brzmienie. Publiczność wypełniającą Klub Klimat porwał entuzjazmem i wirtuozerią. Okrzykami zagrzewał muzyków, a sam - z energią rockmana - grał długie solówki.
W „Blues For Ray” każdy z członków kwartetu mógł popisać się umiejętnościami. Rozwinął skrzydła pianista Anton Baronin, ale prawdziwy popis inwencji dał sam lider. W jego grze słychać było i tradycyjne frazy Lestera Younga, i nowoczesne Sonny’ego Rollinsa. W charakterystyczną bluesową nostalgię wplótł słowiańską nutkę, którą tak lubimy i rozpoznajemy z łatwością.
„Wilk i zając” ze słynnej radzieckiej kreskówki miał co prawda zabawny, prosty temat, ale kwartet zrobił z niego jazzowy utwór z rozbudowanymi solówkami. Koncert zakończyła ekspresyjna interpretacja „Karawany” Ellingtona i Tizola. Słuchając zapomniałem, że mam przed sobą rosyjski zespół - grali jak najlepsi Amerykanie. Wykonana na bis ballada pokazała, że Igor Butman potrafi wydobyć sentymentalne frazy poruszające najgłębsze pokłady wrażliwości.
Występująca po Butmanie Magic Malik Orchestra kierowana przez flecistę Malika Mezzadriego miała trudne zadanie. Niestety, klubowe brzmienia schłodziły atmosferę. Muzyka złożona z samego tła stała się po kilkunastu minutach bezbarwna. Gdyby lider bądź holenderska trębaczka Sanne Van Heck zagrali choć po jednej dobrej solówce, wyszliby obronną ręką. A tak polegli na całej linii.