Jak niemal wszystkie liczące się w jego dorobku utwory, VIII symfonia powstała na zamówienie – by uświetnić otwarcie nowej sali filharmonicznej w Luksemburgu. Tam też została po raz pierwszy wykonana w czerwcu 2005 roku. Ale jednocześnie jest to utwór osobisty, rodzaj zwierzenia, na jakie Krzysztof Penderecki rzadko sobie przez wszystkie lata pozwalał. Nową symfonię poświęcił swej wielkiej botanicznej pasji i sam wybrał wiersze wybitnych poetów niemieckich.
– Duża część mojej twórczości wyrasta z ducha muzyki niemieckiej, co w dużej mierze wynika z podstaw nabytych podczas studiów i zgłębiania dzieł klasyków – wyjaśnia kompozytor. – Do tego dochodzą lata spędzone w krajach niemieckojęzycznych. Poza tym niemiecki należy do języków, mających idealne rozmieszczenie spółgłosek i samogłosek, co sprawia, że tekst śpiewany jest klarowny i dociera do słuchaczy.
Choć wszystkie teksty VIII symfonii są poświęcone przyrodzie, porom roku i drzewom oczywiście, to jednak układa się z nich smutna refleksja o przemijaniu. Chwila zadumy dojrzałego człowieka, który patrząc ciągle na inne swe dzieło — olbrzymi ogród w Lusławicach – musi dostrzegać zmiany, jakich czas dokonuje w nim, ale także i w życiu tego, który owe drzewa zasadził.
– Przemijanie to temat wieku dojrzałego, gdy człowiek robi rachunek sumienia, podsumowuje to, co działo się w jego życiu – opowiada kompozytor. – Początkowo zamierzałem napisać cykl pieśni o drzewach. Okazało się jednak, że rodzi się coś więcej niż jedynie muzyka o drzewach. Że w tym okresie życia naczelnym tematem jest jednak dla mnie przemijanie. Myślę, że w pewnym wieku człowiek zaczyna mieć dystans do wszystkiego: do rzeczy, do ludzi, do literatury i do muzyki. Z pewnością nie napisałbym takiego utworu, gdy miałem 30 czy 40 lat.
Nostalgiczna VIII symfonia Pendereckiego ma właśnie podtytuł: „Lieder der Vergänglichkeit” („Pieśni o przemijaniu”). I gdyby trzymać się ścisłych reguł gatunkowych, nie jest symfonią, lecz bardziej kantatą rozpisaną na wielką orkiestrę, chór i trójkę solistów (sopran, mezzosopran, baryton). Ale może właśnie dlatego, że kompozytor nie trzyma się tak dokładnie symfonicznej formy, jego utwór ma tak osobisty ton, podobny do tego, jaki spotykamy na przykład w niektórych symfoniach Mahlera, będących także rodzajem intymnego pamiętnika.