Rz: Skąd bierze się smutek pani piosenek?
Ania dąbrowska:
Taka moja natura. Zawsze wyraźniej widziałam minusy niż plusy, byłam samotnikiem. W dzieciństwie zamykałam się w pokoju z magnetofonem i ulubionymi kasetami. To był mój bunt. Inne dzieci uciekały z domów, jeździły po dyskotekach i piły wino w krzakach. Ja nie. Byłam zadżumionym, zakapturzonym dzieckiem. Chyba taka się urodziłam.
To niemożliwe – taką się urodzić.
Wcześnie straciłam ojca, mama sama wychowywała mnie i siostrę. Czasy były świeżo postkomunistyczne, nie mogłyśmy sobie na wiele pozwolić. Nie miałyśmy dostępu do zabawek, słodyczy. Dnie spędzałyśmy same w domu. Może stąd ten smutek.