Jesteśmy wolni! Jesteśmy panami u siebie [...]. Gdy dziś wyszłam na miasto, ulica wydała mi się rozśpiewana, młoda, rozkołysana poczuciem wolności! Od wczesnego ranka odbywa się przejmowanie urzędów niemieckich przez władze polskie" – notowała 11 listopada 1918 r. w Warszawie księżna Maria Lubomirska. Ale była też ? obok tej rozśpiewanej ulica wiecująca: na Szpitalnej, koło krakowskiego klasztoru wizytek, ktoś rozrzucał ulotki, inny domagał się rad żołnierskich, inny jeszcze krzyczał „Cała władza dla Sowietów!".
Jedni zachłystywali się poczuciem wolności, inni ulegali złudnym hasłom. „Ta fala idzie od Wschodu. Tych wieców ulicznych nikt skontrolować nie może. Tysiące kłamstw wiruje w powietrzu. Tysiąc haseł bolszewickich wpija się w uszy gawiedzi. I dookoła polskich koszar krążą już jakieś cienie. Szepty złowrogie pełzają po bruku" – pisał 13 listopada 1918 r. publicysta i dramaturg Władysław Rabski. I dodawał proroczo: „Będzie to znowu walka z Rosją i Niemcami. Spełni się znowu w odmiennych formach odwieczne przeznaczenie Polski, bronienia dwóch frontów, odpierania dwóch fal, którymi niegdyś było na imię: Tatar i Krzyżak, a które dziś jednoczą się w mętnym strumieniu anarchii i chcą nim zalać świat cały".
Polska żyjąca w sercach
W 1795 r. nie utrzymaliśmy tych frontów i przez ponad wiek trwały wysiłki Polaków wiernych ojczystemu powołaniu i niegodzących się na życie w niewoli. Przez stulecie wrogowie niszczyli poczucie tożsamości narodowej, niekiedy bardzo dotkliwie, szczególnie po kolejnych „wstrząsach wolności", ale puls narodu bił nieprzerwanie mimo obfitego upływu krwi. Kolejne pokolenia „o ojców groby bagnetów ostrzyły stal". Nie zapomniały ośmiu wieków Rzeczypospolitej ani tych, co tworzyli jej potęgę, prowadzili do zwycięstw, pozostawili wielkość zapisaną na kartach swych dzieł, budzili do czynu.
Zaborcom nie udało się przerwać łańcucha międzypokoleniowego, a Polacy mimo niewoli dołączali do niego kolejne ogniwa. W setną rocznicę zwycięstwa pod Racławicami, na Powszechnej Wystawie Krajowej we Lwowie, na której pokazano dorobek narodu bez państwa, dziesiątki tysięcy tłoczyły się przed obrazami Jana Matejki i monumentalną Panoramą Racławicką. Zwiedzających oczarowało dzieło Jana Styki i Wojciecha Kossaka. Lwowski poeta Platon Kostecki, „ujrzawszy po raz pierwszy obraz, ukląkł pod krzyżem, wznoszącym swe ramiona w pobliżu pobojowiska". Łez wzruszenia nie kryły nieprzeliczone rzesze Polaków z trzech zaborów, a wśród nich ci z rosyjskiego, którym najtrudniej było dotrzeć do Lwowa, reprezentanci wszystkich stanów. „To nie obraz, to czyn" – szeptali w podziwie. Potem zaczęły przybywać organizowane przez Towarzystwo Szkoły Ludowej wycieczki chłopskich dzieci i młodzieży, także z podkrakowskich wiosek ? potomków racławickich kosynierów. Jeden z poetów pytał: „Zali nowe idą Racławice?". Szła polska wieś, która ćwierć wieku później nie dała się w swej masie zbolszewizować, zatrzymując pod Warszawą czerwony najazd.
Wiek XX rozpoczynaliśmy pytaniem zadanym Poecie przez Pannę Młodą w Weselu Stanisława Wyspiańskiego: „A kaz tyz ta Polska, a kaz ta? Pon wiedzą?". Poeta położył jej rękę na sercu, by usłyszała jego bicie. „A to Polska właśnie" odpowiedział. Można świat cały przejechać ? tłumaczył ? a nigdzie jej nie znaleźć. W tradycji i kulturze skryła się, by przetrwać, ta, która nigdy „nie zginęła" ? nawet gdy decyzją wielkich mocarstw rozdarto ją na części i wykreślono z map.