Jakob Dylan inny niż ojciec

Płytowy Debiut syna słynnego barda. Solowy akustyczny album „Seeing Things" potwierdza, że wokalista nie chce naśladować Boba. Prywatnie jest jednak równie małomówny i tajemniczy jak on

Aktualizacja: 18.07.2008 22:31 Publikacja: 18.07.2008 19:39

Jakob Dylan podczas Now and Zen Festival w Golden Gate Park we wrześniu 2002 r.

Jakob Dylan podczas Now and Zen Festival w Golden Gate Park we wrześniu 2002 r.

Foto: Corbis

Na pierwszej solowej płycie Jakob Dylan śpiewa: "Nie zawsze przyjmuje kształt/ Prawie nigdy nie ma imienia/ Może mieć widły, a może ogon/ Zło istnieje i ma się dobrze". Krytykuje bandytów i kowbojów, którzy nie chcą złożyć broni.

Wielu amerykańskich artystów rozwinęłoby powyższe frazy w atak na George'a W. Busha. Ale w rodzinie Dylanów publicznie nic się nie mówi otwartym tekstem. W rozmowie z "Rz" Jakob kluczy jak ojciec: – Wiem, że ludzie odbierają Busha jako zło, ale ja tego nie powiedziałem.

– Nie jestem politykiem, nie mam interesu, żeby o tym mówić – ucina rozmowę.

Zanim ją rozpoczęliśmy, menedżer domagał się, by nie padło żadne pytanie na temat Dylana seniora. Pytam Jakoba o zgodę, choćby na jedno. Zgadza się. Odpowiedź brzmi: – Mogę ci powiedzieć, gdzie koncertuje. Ale nic więcej.

W wydanej ostatnio w Polsce biografii Boba Dylana "Autostradą do sławy" pióra Howarda Sounesa Jakob wyznał:

"Wciąż pytają mnie, jakim rodzicem jest mój ojciec. Nie jestem narkomanem, nie oglądam popołudniowych talk-show i nie pluję na chodnik. Można powiedzieć, że mój ojciec to bardzo przyzwoity facet. Nikt mnie nigdy nie bił. Miałem dobrą rodzinę".

Jakob urodził się z pierwszego małżeństwa Boba Dylana, pod koniec najszczęśliwszego i najbardziej spokojnego okresu w życiu barda, gdy w 1966 r. wycofał się z życia koncertowego i zamieszkał w Woodstock z poślubioną rok wcześniej żoną Sarą (Shirley Noznisky). Spodziewając się czwartego dziecka, kupili dom na nowojorskim Greenwich Village. Tam właśnie 9 grudnia 1969 r. przyszedł na świat Jakob.

Kiedy miał pięć lat, był opiewany w kompozycji "Forever Young". Ojciec życzył synowi, by Bóg zawsze miał go w opiece i wspiął się po drabinie aż do gwiazd. Ale w domu Jakob widział tatę coraz rzadziej, bo dużo koncertował i miewał romanse. O woli poprawy rodzinnych stosunków świadczyła piosenka Boba "Sara" z płyty "Desire" – miłosny hymn na cześć żony, wspomnienie beztroskich zabaw z dziećmi, jednocześnie prośba o wybaczenie. Jednak z kolejnego tournée wrócił z kobietą o imieniu Malka. Żądał, by zamieszkała z rodziną. Wywiązała się sprzeczka. Wkrótce do sądu wpłynął pozew o rozwód.

Sara, nie chcąc, by dzieci wychowywały się pod opieką kobiety, z którą została zdradzona, uniemożliwiła Bobowi kontakt z potomstwem. Jednak Halloween w 1977 r. Jakob spędził z ojcem. Zapamiętał go w towarzystwie słynnego poety Allena Ginsberga, jak ukryci za maskami wraz z czworgiem dzieci chodzili od drzwi do drzwi sąsiadów, pytając: "Psikus czy cukierek?".

– Moje małżeństwo okazało się porażką, ale zdaliśmy z Sarą egzamin z rodzicielstwa – mówił Bob Dylan, ciesząc się, że dzieci nie padły ofiarą jego sławy.

Od najmłodszych lat miały wpojone, że jeśli na ulicy ojciec zostanie otoczony przez fanów lub dziennikarzy, mają natychmiast przejść na drugą stronę i ulotnić się jak kamfora. Media pisały o maluchach, ale myliły ich wiek i imiona. Jakob miał z tego wielki ubaw. Rok szkolny spędzał u mamy w Beverly Hills, a lato – na farmie taty w Minnesocie. Większe komplikacje wywołał dopiero chrzest Boba. Rodzina uznała to za kolejną ekstrawagancję. Dla Jakoba zaś stanowił poważny problem, ponieważ był wychowany w duchu judaizmu. Po latach wspominał jednak tylko jeden nieprzyjemny incydent z dzieciństwa – gdy mama przyszła odebrać go ze szkoły i zażądano od niej sądowego potwierdzenia prawa do opieki. Jeden z nauczycieli mocno wtedy od niej oberwał.

Jakob jest jedynym dzieckiem Boba Dylana, które wybrało muzyczną karierę. Kiedy założył zespół The Wallflowers, ojciec powiedział: – Prawdę mówiąc, nie chciałbym widzieć, jak go potraktują.

Wydany w 1992 r. debiutancki album zespołu był katastrofą: sprzedano tylko 40 tysięcy egzemplarzy. Remedium na niepowodzenia był ślub z przyjaciółką z dzieciństwa Nicole Paige Denny. Mają czworo dzieci, ale media znają tylko imiona dwojga.

– Chcę je wyedukować artystycznie, by nikt nie mógł mówić, że żyją w cieniu ojca – ironizował Jakob.

W 1997 r. Bobowi Dylanowi udało się powrócić po latach na szczyty list przebojów albumem "Time out of Mind" i zdobyć trzy Grammy, a The Wallflowers nagrali drugi album "Bringing Down the Horse", który rozszedł się w 5 mln egzemplarzy i został nagrodzony dwoma statuetkami.

– Nie sądzę, by ktoś mógł dorównać ojcu, uważam, że nikt nie powinien tego próbować – mówił wtedy Jakob.

Ale najnowszy, tegoroczny album sprawił, że znowu traktuje się ich jak konkurentów.

– Wiem, co wszyscy napiszecie: młody Dylan gra akustycznie tak jak Bob – komentuje. – Tak naprawdę to, czy nagrałem album akustyczny czy elektryczny, nie ma większego znaczenia. Gdybym miał się przejmować porównaniami, w ogóle nie zostałbym muzykiem.

– Nie uznaję podziału muzyki na gatunki: jest albo dobra, albo zła – powiedział słynny producent Rick Rubin, który przygotował "Seeing Things". – Wszystkie piosenki Jakoba są dobre, szczere, naturalne. Pierwszy raz możemy się dowiedzieć, kim jest naprawdę.

– Jeszcze się okaże, kto będzie z nas słynniejszy – żartuje Jakob. – Mój ojciec napisał "Blowin' in the Wind", kiedy miał 21 lat, ale ja mam dopiero 38 lat, notes pełen pomysłów i ciągle się rozwijam.

Jakob Dylan w programie Davida Lettermana

Trudna rodzinna rywalizacja Seeing Things - Jakob DylanNa pierwszej solowej płycie młody Dylan gra i śpiewa solo, akompaniuje sobie na gitarze akustycznej. Ale na tym podobieństwa do pierwszych nagrań ojca się kończą. Jakob w ogóle nie przypomina Boba – jest klasycznie przystojny, nie ma beczącego, szorstkiego głosu. Gra i śpiewa czysto, bezbłędnie. Dla męskich twardzieli będzie to prawdopodobnie powód do krytyki, że nie jest charakterystyczny. Ale paniom powinna się spodobać delikatność i zmysłowość głosu: relaks, jaki gwarantuje jego muzyka po całym dniu bieganiny. Jakob nie śpiewa przy tym o rzeczach błahych. Najpiękniejsza piosenka "Evil Is Alive and Well" jest niezwykle zgrabnym tekstem o nieuchwytności zła w naszym świecie, które każda wrażliwa natura czuje wokół siebie. Kojąco brzmi "Valley of the Low Sun". Płyta nabiera rozpędu w "All Day and All Night", gdy rytm przyspieszają kameralna perkusja, talerze oraz druga gitara w niemal rockandrollowej solówce. Z podobnym nastrojem obcujemy w "Will It Grow", ale dzięki wokalnej interpretacji Jakoba piosenka nabiera melancholijnego klimatu. Finał jest spokojny, stoicki. Dylan śpiewa w "Up the Mountain", że najlepsze piosenki nigdy nie zostały zaśpiewane. Może jest to dla niego pocieszenie, a może zachęta do dalszych wysiłków w tak niechcianym i trudnym muzycznym pojedynku z tatą.Jacek Cieślak

Seeing Things - Jakob Dylan

Na pierwszej solowej płycie młody Dylan gra i śpiewa solo, akompaniuje sobie na gitarze akustycznej. Ale na tym podobieństwa do pierwszych nagrań ojca się kończą. Jakob w ogóle nie przypomina Boba – jest klasycznie przystojny, nie ma beczącego, szorstkiego głosu. Gra i śpiewa czysto, bezbłędnie. Dla męskich twardzieli będzie to prawdopodobnie powód do krytyki, że nie jest charakterystyczny. Ale paniom powinna się spodobać delikatność i zmysłowość głosu: relaks, jaki gwarantuje jego muzyka po całym dniu bieganiny.

Jakob nie śpiewa przy tym o rzeczach błahych. Najpiękniejsza piosenka "Evil Is Alive and Well" jest niezwykle zgrabnym tekstem o nieuchwytności zła w naszym świecie, które każda wrażliwa natura czuje wokół siebie. Kojąco brzmi "Valley of the Low Sun".

Płyta nabiera rozpędu w "All Day and All Night", gdy rytm przyspieszają kameralna perkusja, talerze oraz druga gitara w niemal rockandrollowej solówce. Z podobnym nastrojem obcujemy w "Will It Grow", ale dzięki wokalnej interpretacji Jakoba piosenka nabiera melancholijnego klimatu. Finał jest spokojny, stoicki. Dylan śpiewa w "Up the Mountain", że najlepsze piosenki nigdy nie zostały zaśpiewane. Może jest to dla niego pocieszenie, a może zachęta do dalszych wysiłków w tak niechcianym i trudnym muzycznym pojedynku z tatą.

Jacek Cieślak

Na pierwszej solowej płycie Jakob Dylan śpiewa: "Nie zawsze przyjmuje kształt/ Prawie nigdy nie ma imienia/ Może mieć widły, a może ogon/ Zło istnieje i ma się dobrze". Krytykuje bandytów i kowbojów, którzy nie chcą złożyć broni.

Wielu amerykańskich artystów rozwinęłoby powyższe frazy w atak na George'a W. Busha. Ale w rodzinie Dylanów publicznie nic się nie mówi otwartym tekstem. W rozmowie z "Rz" Jakob kluczy jak ojciec: – Wiem, że ludzie odbierają Busha jako zło, ale ja tego nie powiedziałem.

Pozostało 93% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla