Ranking austriackiego wydawnictwa "Festspiele" jest publikowany co roku z okazji europejskiego lata festiwalowego. To dobry czas na podsumowanie minionego sezonu. Typują krytycy, menedżerowie, a więc fachowcy z branży. Obecny ma szczególny charakter, bo "Festspiele" świętuje 25-letnią obecność na rynku wydawniczym, a także swą aktywność w promocji artystów.
Oni sami z rezerwą podchodzą do takich pomysłów. – Nie zastanawiam się, od kogo jestem lepszy, a kto mnie wyprzedził – powiedział mi w Salzburgu Piotr Beczała. – Dla mnie ważne jest, bym dalej się rozwijał i aby pomogły mi w tym propozycje kolejnych ról.
Warto wiedzieć, kogo słucha świat, gdyż niemal wszyscy najlepsi artyści omijają nasz kraj
Czy zatem rankingi potrzebne są jedynie publiczności? W świecie zalewającym nas potokiem informacji pojawiają się w każdej sferze życia. Wprowadzają porządek, nawet w dziedzinach tak niewymiernych jak śpiew. Widownia ma dzięki nim nadzieję, że wie, kto jest najlepszy. Ale i artysta korzysta z dobrej pozycji na liście – wzmacnia się jego wartość rynkowa. Może zatem żądać większych honorariów, liczyć na bardziej atrakcyjne kontrakty.
Poza tym obecność w elicie daje satysfakcję. Dziesiątego na liście najlepszych śpiewaków Piotra Beczałę wyprzedziło pięciu tenorów. To same sławy: Juan Diego Florez, Rolando Villazon, Joseph Calleja, Rober- to Alagna i uwielbiany przez Niemców Peter Seiffert.