[b]Jest pan kolejnym dyrektorem, który po raz drugi poprowadzi ten teatr. Dla poprzedników powrót zakończył się klęską. Nie boi się pan, że pana też to spotka? [/b]
W przeciwieństwie do nich nigdy nie zabiegałem o to stanowisko. Za pierwszym razem, w 1998 r., minister Joanna Wnuk-Nazarowa namawiała mnie kilka miesięcy, obecną propozycję minister Bogdan Zdrojewski złożył już w styczniu. I nie ja miałem być atutem zmian, lecz Mariusz Treliński, który jako szef artystyczny potrzebuje organizacyjnego wsparcia. Obciążało mnie teraz to, że byłem członkiem SLD-owskiego rządu, choć pracowałem też w ekipie Tadeusza Mazowieckiego, a po raz pierwszy Operę Narodową otrzymałam od rządu AWS. Ja po prostu istnieję w przestrzeni dobra wspólnego, nie angażując się w projekty stricte polityczne. I nie boję się, że wracam do Opery Narodowej, choć oczywiście, nie mam pewności, że się powiedzie. Znam ją jednak dobrze, choć dziś to zupełnie inny teatr niż sześć lat temu. Ale jego potencjał artystyczny jest taki sam.
[b]Ci, którzy dyrektorowali tu wcześniej, też twierdzili, że znają teatr dobrze. Może ta wiedza przeszkadza w przeprowadzeniu gruntownych zmian? [/b]
Żądanie reformy ciągle pojawia się w dyskusjach o Operze Narodowej. Dla mnie jest to łatwa próba wyjaśnienia, dlaczego wzbudza ona zainteresowanie skandalami i zmianami dyrekcji a nie działalnością artystyczną. Nie jest prawdą, że nie przeszła reformy. Spójrzmy, co zdarzyło się od 1998 r.: Jacek Kaspszyk doprowadził orkiestrę do poziomu, jakiego nigdy wcześniej nie osiągnęła. Scena stała się sceną dla talentów narodowych a nie etatowych, a w czasie mojej pierwszej kadencji liczna grupa śpiewaków uważała, że skoro ma etaty, musi dostać role. Ze związkami zawodowymi zawarłem umowę, że nie ingerują w sprawy artystyczne. Było 1300 osób zatrudnionych, dziś jest niewiele ponad tysiąc. To nie jest reforma? [b]I nic więcej nie trzeba?[/b]
Jest ogromnie dużo do zrobienia, protestuję jednak przeciwko łatwym sądom. Trzeba zająć się wykorzystaniem różnych przestrzeni tego budynku, zarówno do celów komercyjnych, jak i artystycznych. Problem kolejny – to zmiana systemu produkcji teatralnych. Przygotowaniem premiery powinien się zająć jeden producent, który korzystając z poszczególnych działów teatru, miałby stały wgląd w sprawy techniczne i finansowe powstającego spektaklu.