- Kiedy w roku 2006 przyszedł czas na wybranie obiektu dyplomowego, bez wahania zdecydowałem się na niewielkich rozmiarów obraz malowany na blasze miedzianej przedstawiający Pokłon Trzech Króli – wspomina Jan Morzycki-Markowski. Promotorem jego pracy jest prof. dr hab. Maria Lubryczyńska.
Obraz jest własnością Muzeum Warszawskiej Prowincji Braci Mniejszych Kapucynów w Zakroczymiu. Jego dzieje wiążą się z burzliwymi losami braci kapucynów niemal od momentu sprowadzenia zakonu na ziemie polskie. Pierwsze pewne wzmianki o nim pochodzą z nielicznie ocalałych inwentarzy klasztoru warszawskiego z przełomu XVIII i XIX wieku. Po Powstaniu Styczniowym ukazem carskim klasztor warszawski uległ kasacie, obraz przewieziony został do Zakroczymia, a następnie do Nowego Miasta nad Pilicą, by dopiero w roku 1994 powrócić do Zakroczymia i stać się częścią ekspozycji muzealnej.
Na podstawie zebranych informacji oraz analizy ikonograficznej ustalono, że malowidło powstało na terenie Niderlandów już w drugiej połowie XVII wieku. Po wnikliwych poszukiwaniach okazało się, że pierwowzorem przedstawienia był miedzioryt autorstwa niderlandzkiego rytownika Lucasa Vorstermana, a ten z kolei stanowił graficzne odwzorowanie obrazu ołtarzowego Petera Paula Rubensa powstałego w 1616 roku i znajdującego się obecnie w kościele pod wezwaniem św. Janów w Mechelen koło Antwerpii.
Obraz wymagał natychmiastowej ingerencji konserwatorskiej. Główną przyczyną zniszczeń były uszkodzenia mechaniczne, deformacje płyty miedzianej oraz korozja metalowego podobrazia. W wielu miejscach warstwa malarska nosiła ślady dawnych prób oczyszczania i była wyraźnie przemyta. Znajdujący się na jej powierzchni pociemniały i pożółkły werniks olejno-żywiczny sprawiał, że przedstawienie było prawie nieczytelne pod względem kolorystycznym i kompozycyjnym. Po oczyszczeniu z brudu i pociemniałych warstw werniksów ujawniła się niezwykle żywa i bogata kolorystyka obrazu.
- Konserwacja i restauracja obiektu, choć czasami żmudna, przyniosła mi wiele satysfakcji, a poznawanie jego historii było doskonałym pretekstem do cofnięcia się w czasie o ponad trzysta lat i zawędrowania do miejsc gdzie powstawały jedne z największych dzieł epoki – opowiada konserwator.