Kino irańskie jest w Polsce niemal nieznane, ale na festiwalach filmowych robi furorę od lat. Nazwiska Abbasa Kiarostamiego, Jafara Panahiego czy Mohsena Makhmalbafa są ozdobą każdego konkursu.
Szczególne miejsce zajmują w tej kinematografii panie. Merzieh Meshkini („Dzień, w którym stałam się kobietą”) czy Samira Makhmalbaf („Jabłko”, „O piątej po południu”) niezmiennie opowiadają o sytuacji kobiet w kulturze islamu, o ich marzeniach i wyzwalaniu się z pęt tradycji. 45-letnia Manijeh Hekmat zadebiutowała w 2002 roku filmem o kobiecym więzieniu, teraz zaś pokazuje „3 kobiety w różnym wieku”. Film szczególny, bo... mało egzotyczny.
Irańczycy zwykle rejestrowali na taśmie filmowej świat, który z ogromnym trudem wyzwalał się z tradycji. Pokazywali ciężki los kobiet zarówno w brudnych slumsach Teheranu czy Kabulu, jak i w wioskach zagubionych na rozprażonej pustyni.
W „Kandaharze” Mohsena Makhmalbafa stary mułła mówił do żony: „Zakryj twarz, bo mój honor ucierpi, gdy ktokolwiek inny cię zobaczy”. W „Jabłku” Samiry Makhmalbaf dwie córki zostały odizolowane od normalnego życia przez ojca, ale w „O piątej po południu” pojawiły się marzenia i bunt: dziewczyna z kabulskiej szkoły chciała zostać prezydentem Afganistanu. Bohaterka „3 kobiet” Minou już jest kobietą wyzwoloną. To 40-letnia konserwatorka dywanów, rozwiedziona, samodzielna, wiecznie zapracowana.
[wyimek]Film nie potępia przeszłości, aleteż nie gloryfikuje teraźniejszości zapatrzonej w zachodnie wzory[/wyimek]