Bliny, ale jakie? Słowo „blin” znaczy tyle co placek. Bliny mogą być najrozmaitsze – pszenne, gryczane, ziemniaczane, jęczmienne, owsiane, na drożdżach i nie na drożdżach, z jajkiem i bez jajka itd. Które więc z nich były najbardziej wileńskie? Opinie starych wilniuków są mocno podzielone.
Według Konwickiego: „Nasz wileński blin był kartoflany, najprostszy, z surowych tartych kartofli. Nie, nie placki kartoflane. Oładki to zupełnie inna potrawa. Są one przesączone tłuszczem. Natomiast blin – prawie suchy”.
No ale przecież ziemniaki zaczęliśmy jeść stosunkowo bardzo niedawno, czyli że bliny zbożowe są znacznie, znacznie starsze i to przede wszystkim one mogły rywalizować z chlebem. I te chyba jednak przyszły ze Wschodu. Na wsi dominowały gryczane, bo tańsze, pszenne zaś jadano od święta. Na rosyjskich salonach czarowały gryczane z kawiorem, a duża część smakoszy z Wilna najgłośniej chwaliła wersję mieszaną, z mąki pszennej i gryczanej naraz. „U nas był nawet blin owsiany, łamliwy. Stąd powiedzonko wileńskie: nie łam się jak owsiany blin!” – wspomina Konwicki.
Jeszcze inaczej wypowiada się na temat blinów żona Artura Rubinsteina, Nelly, z domu Młynarska, autorka uczt z udziałem smakoszy z całego świata: „Zazwyczaj robi się je częściowo z mąki gryczanej, lecz dla mnie mają wówczas zbyt ostry smak; wolę jeśli mają charakterystyczny, delikatny zapach drożdży i niezbyt gęste ciasto z białej mąki. Choć ich konsystencja jest pulchna, bliny powinny być cienkie i suche – nienatłuszczone; najlepsze są, gdy przyrządzone świeżo i jeszcze gorące podawane są z kwaśną śmietaną i topionym masłem. Można dodać kawior lub sałatkę śledziową (albo i jedno, i drugie), no i kieliszek dobrze zamrożonej wódki”.
Poniżej trzy sprawdzone przepisy, o ziemniaczanych blinach opowiem osobno.