Ballady o dystansie wobec życia

„Bare Bones”, trzeci album Madeleine Peyroux, dowodzi, że artystka jest sceptycznie nastawiona do świata, ale nadal muzycznie perfekcyjna

Publikacja: 24.03.2009 01:30

Ballady o dystansie wobec życia

Foto: Rzeczpospolita

Pięć lat temu Peyroux wdarła się przebojem między gwiazdy jazzu i bluesa. Debiutanckim albumem „Careless Love”, który sprzedał się w nakładzie ponad miliona egzemplarzy, dorównała popularnością Cassandrze Wilson i Patricii Barber. Nic dziwnego, przecież „Dance Me to the End of Love” zaśpiewała bardziej przejmująco niż sam Leonard Cohen.

Jednak atut, jakim było porównywanie z Billie Holiday, z czasem zaczął jej ciążyć. Na drugiej płycie „Half the Perfect World” (2006 r.) pozbyła się maniery śpiewania w stylu wielkiej Lady Day. Teraz zaczęła komponować. Sama napisała jedną piosenkę „I Must Be Saved”, ale jest współautorką muzyki do pozostałych.

A pomagają jej najlepsi. Od początku kariery wspiera ją genialny producent Larry Klein. Ten sam, który pomógł zmienić styl Joni Mitchell, a z Herbie Hancockiem zdobył przed rokiem najważniejszą nagrodę Grammy – za album roku „River: The Joni Letters”. On wie, kiedy lepiej wykorzystać tylko gitarę akustyczną, a kiedy dołączyć fortepian, organy i skrzypce. Jakże one rzewnie zawodzą w finałowej piosence „Somethin’ Grand”. A Madeleine śpiewa tak tkliwie, że żal się z nią pożegnać. I włączamy płytę na nowo.

Otwiera ją swobodny blues „Instead” napisany przez wokalistkę razem z Julianem Coryellem, synem słynnego Larry’ego Coryella. Tytułowy temat „Bare Bones” napisała z Walterem Beckerem, połową legendarnego zespołu Steely Dan. Znajdziemy tu charakterystyczną dla jego stylu lekkość i melodyjność. Majstersztykiem jest subtelny akompaniament elektrycznego fortepianu i organów Hammonda. Skrzypce niezawodnie pogłębiają nastrój smutku w „River of Tears”.

W tym morzu nostalgii i goryczy zaskoczeniem jest piosenka w stylu reggae „You Can’t Do Me” (dzieło Beckera, Kleina i Peyroux), oczywiście w pogodnym nastroju. Peyroux zachęca do refleksji, a pomoże nam w tym znakomita muzyka i sugestywne interpretacje wokalistki. Aż chciałoby się ją pocieszyć.

Nieśmiała dziewczyna z gitarą, którą pamiętamy z występu na JVC Jazz Festival w Sali Kongresowej w 2005 r., nabrała pewności siebie. Nic dziwnego, przecież nagrała znakomity album. „Bare Bones” z pewnością powiększy grono jej zwolenników.

[ramka]Madeleine Peyroux

[b]Bare Bones[/b]

Rounder/Universal 2009[/ramka]

Pięć lat temu Peyroux wdarła się przebojem między gwiazdy jazzu i bluesa. Debiutanckim albumem „Careless Love”, który sprzedał się w nakładzie ponad miliona egzemplarzy, dorównała popularnością Cassandrze Wilson i Patricii Barber. Nic dziwnego, przecież „Dance Me to the End of Love” zaśpiewała bardziej przejmująco niż sam Leonard Cohen.

Jednak atut, jakim było porównywanie z Billie Holiday, z czasem zaczął jej ciążyć. Na drugiej płycie „Half the Perfect World” (2006 r.) pozbyła się maniery śpiewania w stylu wielkiej Lady Day. Teraz zaczęła komponować. Sama napisała jedną piosenkę „I Must Be Saved”, ale jest współautorką muzyki do pozostałych.

Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Kultura
Meksyk, śmierć i literatura. Rozmowa z Tomaszem Pindlem
Kultura
Dzień Dziecka w Muzeum Gazowni Warszawskiej
Kultura
Kultura designu w dobie kryzysu klimatycznego
Kultura
Noc Muzeów 2025. W Krakowie już w piątek, w innych miastach tradycyjnie w sobotę