[srodtytul]Pro - Monika Małkowska[/srodtytul]
Szesnastą solową płytą Iggy Pop składa hołd kulturze francuskiej. Spreparował wyborny koktajl. Trąbkę a la Armstrong (po wojnie Paryż wylansował modę na jazz nowoorleański) łączy z intelektualnym rockiem końca lat 60. i charakterystycznym dla siebie głosem z sa-mych trzewi. Skojarzenia z Waitsem, Cohenem, Cave’em uzasadnione. Na 11 utworów Pop pierwszy i ostatni interpretuje w języku Préverta: mierzy się z nieśmiertelnym hitem „Les Feuilles Mortes”. Godfather punku zadedykował album pisarzowi Michelowi Houellebecquowi. Skoncentrował się na piesku imieniem Fox, jednym z bohaterów „Możliwo-ści wyspy”. Przemawia z pozycji… zdechłego psa, bo fajnie być trupem. Iggy optuje za tym od młodości. Ale dopiero teraz jego głos brzmi jak kondukt żałobny na Pere-Lachaise.
[srodtytul]Kontra - Jacek Cieślak[/srodtytul]
Nowy album Popa nazywa się „Gra wstępna”, ale po przesłuchaniu płyty żaden fan jego dokonań nie będzie miał wątpliwości, że kompakt powinien nosić tytuł „Pożegnanie z legendą”. Wokalista, którego muzyka była zawsze pełna nieokiełznanej energii, melorecytuje kiczowato jak Charles Aznavour w żenujących przebojach z lat 70. Iggy, zamiast wywoływać swoimi kompozycjami muzyczną burzę z piorunami, zawodzi smętnie w pseudoswingowych kawałkach. Nie wyobrażam sobie, by z takim repertuarem wyszedł na scenę, tak jak nas do tego przyzwyczaił – z zawadiackim spojrzeniem rockowego gladiatora, z nagim torsem, gotowy do szalonego tańca i skoku w publiczność. Pop rozmienił legendę na drobne. Nagrał płytę nie wartą złamanego grosza.
[b][link=http://www.rp.pl/artykul/323042.html]Posłuchaj i zobacz więcej na www.rp.pl/tv[/link][/b]