Album reklamowany jako zapowiedź głośnego dokumentu z przygotowań do finałowej serii koncertów króla popu nie zaskakuje, nie zdradza też, w jakiej formie wokalnej Jackson był na krótko przed śmiercią. Wypełniające "This Is It" utwory to przede wszystkim zremasterowane wersje przebojów.
Ich wybór wydaje się jednocześnie oczywisty, niekonsekwentny i rozczarowujący. Na rynku jest już kilka składanek piosenek Jacksona, m.in. "HIStory", "Number Ones" czy "The Essential Michael Jackson". Wydawanie kolejnej nie ma sensu, poza zarobkowym (ekonomiczny portal Bloomber. com szacuje potencjalne dochody ze sprzedaży na 400 mln dolarów). Skoro jednak pomysłodawcy albumu postanowili ponownie sprzedać światu najlepszą część dorobku idola, to przy okazji dokonali kilku kuriozalnych decyzji.
Trudno zrozumieć, dlaczego wśród kamieni milowych, takich jak: "Thriller" i "Billie Jean", nie zmieścił się przełomowy "Bad". I dlaczego znalazło się miejsce dla mniej znanej "Shake Your Body". Album jest też niespójny w warstwie brzmieniowej, bo np. "Human Nature" i "Beat It" ukazały się w nieudoskonalonych wersjach.
Atrakcją płyty miały być dodatki, ale okazały się wydmuszkami. Promującej album, rzekomo nowej, piosence "This Is It" daleko do hitów Jacksona. Ten przeciętny utwór powstał w latach 80. i był planowany jako duet z Paulem Anką. Okazuje się więc, że na pożegnalne tournee gwiazdor nie trzymał żadnego asa w rękawie.
Na drugim krążku "This Is It" znalazły się wersje demo, czyli próbki "surowego" głosu Jacksona. Ale i tu atrakcja jest tylko jedna – "Beat It" w wersji a capella. Na finał odrobina poezji: Jackson czyta własny wiersz "Planet Earth" – wiązankę wzruszeń, naiwnych rymów i patosu. To mało zachęcająca zapowiedź filmu, który od jutra przez dwa tygodnie będzie można oglądać w kinach na całym świecie. "This Is It" wyreżyserował Kenny Ortega, główny choreograf i współtwórca scenicznego widowiska, którym Jackson miał raz jeszcze zadziwić świat.