[b]Rz: Podczas ostatniego festiwalu w Wenecji promowała pani film Jacques’a Rivette’a „36 vues du Pic Saint-Loup”. To już trzeci wasz wspólny film.[/b]
[b]Jane Birkin:[/b] Rivette to niebywały artysta. Jeśli aktor raz się z nim spotka, zawsze będzie za nim tęsknił. Dla mnie jest szczególnie ważny, bo współpraca z nim w jakiś sposób wyznacza ważne momenty w moim życiu. Pierwszy film nakręciliśmy ponad ćwierć wieku temu. Moja córka Lou ze związku z Jacques’em Doillonem kończyła rok. Była moim trzecim dzieckiem. Z małżeństwa z Johnem Barrym, które trwało bardzo krótko, urodziła się Kate, ze związku z Serge’em Gainsbourgiem – Charlotte.
Dziesięcioletnia wówczas Charlotte przychodziła z Lou na plan „Miłości na ziemi”. Stawały za kamerą i pewnie nasiąkały tą atmosferą, bo obie zostały aktorkami. Drugi film „Piękna złośnica” kręciliśmy z Rivettem w 1990 roku. Moi rodzice jeszcze żyli i Serge też. Oczywiście nie byliśmy już wtedy razem, ale przyjaźniliśmy się. Potem wszystko się zawaliło.
W 1991 roku Rivette zdobył nagrodę w Cannes, a ja już tam nie pojechałam, przeżywałam straszne dni... Długo nie spotkaliśmy się w pracy. Kiedy w ubiegłym roku do mnie zadzwonił, nie zastanawiałam się, czy proponuje mi główną rolę czy nie, nie zapytałam nawet, o czym jest film. Zaczęłam krzyczeć w słuchawkę telefonu: „Tak, tak, tak”. Chciałam tylko jednego – wrócić do jego świata.
[b]Co jest w nim tak fascynującego?[/b]