Druga moniuszkowska płyta szczecińskiego zespołu jest równie udana jak poprzednia. Fonograficzną przygodę z Moniuszką Warcisław Kunc rozpoczął od „Parii”, spłacając w ten sposób dług wobec ojca narodowej opery. Jego ostatnie dzieło nigdy dotąd nie było wydane na płytach, a przecież „Paria” prezentuje się interesująco nie tylko na tle innych polskich oper. Nic więc dziwnego, że nagranie Opery na Zamku wydane przez firmę DUX otrzymało specjalną nagrodę „Złotego Orfeusza” francuskiej Académie du Disque Lyrique.
Minął rok i oto Moniuszko doczekał się nowej płyty. Tym razem Opera na Zamku i DUX sięgnęli po bardzo polskiego „Flisa”, który także rzadko pojawia się na naszych scenach. W ciągu ostatnich 60 lat wystawiono go zaledwie siedmiokrotnie.
A przecież dawniej było inaczej. Zachęcony niebywałym sukcesem „Halki” Moniuszko przystąpił do komponowania nowego utworu. „Flis” powstał podobno w ciągu czterech dni (zdaniem niektórych krytyków pośpiech słychać w tej muzyce). Wystawiony we wrześniu 1858 roku w Operze Warszawskiej odniósł jednak ogromny sukces. Przez dziesięciolecia „Flis” nie schodził ze scen Warszawy, Lwowa czy Poznania, a w 1931 roku zawędrował nawet do Chicago, gdzie wzruszał polonijną widownię. Bo też jest to opera prawdziwie narodowa, pisana sercem, pełna ciepła i humoru. Jednoaktowy „Flis” ma podtytuł – obrazek ludowy, co dobrze oddaje jego charakter, silnie naznaczony piętnem folkloru. Naczelna jest tu powtarzająca się – użyta również w finale – melodia chóralna w rytmie krakowiaka.
Cała opera składa się z dziesięciu wyraźnie wydzielonych numerów muzycznych, a libretto razi operetkową konwencjonalnością. O rękę Zosi ubiega się komiczny fryzjer warszawski Jakub, ona darzy uczuciem, z wzajemnością zresztą, flisaka Franka. Niestety, ojciec Zosi chciałby dla niej męża z miasta. Całość zakończy się – jakżeby inaczej – happy endem. Fryzjer okaże się bowiem zaginionym bratem flisaka i oczywiście wycofa się z miłosnej rywalizacji.
Mimo słabości intrygi w tej niedużej rozmiarami operze Moniuszko dał liczne dowody talentu. Świadczy choćby o tym sposób muzycznego przedstawienia zalotnika Jakuba. Bardzo efektowna jest też rozbudowana o burzy uwertura, która następnie w sposób płynny – jak w dramatach Wagnera – przechodzi w pierwszą scenę, z piękną pieśnią chóralną. Teatralną dramaturgię ma kwartet „Oj, przybywaj, młody flisie”.